poniedziałek, 23 grudnia 2013

Oni patrzą i widzą

Oni, Michał Lelonek, Nowa Fantastyka 9/2013

Bardzo przewidywalny tekst o tym, jak to tajemniczy obcy postrzegają rodzaj ludzki. Kilka ciekawych obserwacji sprowadzających się do opisania ludzi jako nieracjonalny gatunek egoistów nastawiony na autodestrukcję. W starym stylu s-f, ale bez zaskoczenia.
Za to językowo bardzo fajnie.
Do rozwagi.

Krótka rozprawa o fizyce kwantowej i amuletach

Demon Maxwella, Tadeusz Sobecki, Nowa Fantastyka 9/2013

Naukowo-fantastyczne studium przypadku i możliwości nim sterowania. Połowę tekstu zajmuje dialog dwóch jajogłowych, którzy w wcale interesujący sposób rozprawiają o fizyce zahaczając przy okazji o bardzo interesujące teorie multiświata, wielowymiarowych przestrzeni itd. Potem do opowiadania zakrada się fantastyka i jest już dużo gorzej. Akcja niby nabiera tempa, ale pojawienie się amutalów, magicznych w gruncie rzeczy przedmiotów powoduje, że tekst gubi swój naukowy wymiar. Treści sens wspomniany wcześniej dialog, bo oto wkracza magia. Fajny początek, potem, przypadkiem dużo gorzej. Możliwe, że w alternatywnym świecie autor inaczej zakończył ten tekst.

piątek, 20 grudnia 2013

Ciąża jako śmiertelna choroba przenoszona drogą płciową

Drobnoustroje, Piotr Mirski, Nowa Fantastyka 9/2013

Studium lęków współczesnych niedojrzałych dorosłych przed niechcianą ciążą pod fantastycznym płaszczykiem. Dwutorowo prowadzona narracja zawiera bardzo fajny, udany twist, który stanowi o sile opowiadania. Jak dotąd, najlepsze opowiadanie konkursowe Nowej Fantastyki. Dla tych co się boją, krzywe zwierciadło, dla pozostałych mocny, zaangażowany tekst z tzw przesłaniem.

środa, 18 grudnia 2013

Niezwykle nudne przygody Giordana Bruna po drugiej stronie lustra

Gwiazdy nie kłamią, Jay Lake, Fantastyka Wydanie Specjalne 3/2013

Sztampowo o oporze władzy i religii przeciw niewygodnej prawdzie na przykładzie perypetii naukowca, który ma odwagę, lub raczej niesamowite pokłady beztroskiej ignorancji dla nieuniknionych konsekwencji ujawnienia wyników swoich badań. W rozwleczonym tekście Lake buduje szeroki obraz świata z dwoma potęgami ścierającymi się w walce o własne interesy - kościołem Laterańskim i Thalassosprawiedlnością przypominającą coś pomiędzy Hanzą, a wielką organizacją masońską.
Tekst był nominowany do głównych nagród w fantastycznym światku. Uff. Świat przedstawiony jest wtórny w stosunku do naszego, bohater jakby przygłupi, o języku nic ciekawego nie można powiedzieć poza zwróceniem uwagi na kilka wciśniętych na siłę  neologizmów. Losy bohatera, Giordano Bruno tamtego świata nużą. Rok, w którym ten tekst zdobył rzeczone nominacje, musiał być wyjątkowo słaby. 
Ale kim jestem, żeby to oceniać. Przecież ja się nie znam.

piątek, 13 grudnia 2013

Drang nach Alternwelt

Lebensraum, Jarosław Błotny, Fantastyka Wydanie Specjalne 3/2013

Implikacje podróży do światów alternatywnych na przykładzie pracy ludzi z HR rekrutujących pracowników. Przy okazji obraz bezduszności korporacji zestawiony jako analogia z nazistowską machiną. Znak czasów, czy karkołomne porównanie? Niemniej warto przeczytać, by wyrobic własne zdanie. 
Ciekawa kompozycja opowiadania. Początek bardzo kameralny, rozgrywające się głównie w biurach korporacyjne przepychanki na naradach. W epilogu tekst nagle zyskuje rozmach i szersze spojrzenie.
Przytłacza trochę Błotny wizją psycho i socjopatów w białych kołnierzykach, ale tekst jest naprawdę godny polecenia.

środa, 4 grudnia 2013

Nie idź w stronę światła

Do światła, Andriej Diakow, Insignis, Warszawa 2012

Podobno najlepsza po Metrze 2033  część cyklu. Andriej Diakow serwuje, jak się można spodziewać, postapokaliptyczną powieść drogi z zacięciem filozoficznym. 
Klimat urzeka, po słabych Korzeniach niebios książka powraca w bliskie nam klimaty Rosji przeprowadzając bohaterów po Petersburgu. Tak, większość akcji toczy się poza metrem w scenerii zrujnowanego miasta.
Głównymi bohaterami Diakow uczynił starego stalkera Tarana i przygarniętego przez niego sierotę Gleba, do kompanii przydając im oddział poszukiwaczy. Postaci nie zaskakują głębią, ale też powieść nie aspiruje do wielkiej literatury. Filozofii i rozważań nad kondycją moralną ludzkości jest tyle, ile wymaga franczyza. Za to mnóstwo jest akcji i postnuklearnych ruin. Z zadowoleniem przyjąłem też znaczne odfantasycznienie świata. Po metafizycznym mocno Metrze 2033 to miły powrót do rzeczywistości.
Z czystym sumieniem mogę ją polecić miłośnikom postapokaliptycznych klimatów.

poniedziałek, 2 grudnia 2013

Sample apokalipsy

Holocaust F, Cezary Zbierzchowski, Powergraph, Warszawa 2013

Do napisania kilku zdań o powieści Zbierzchowskiego próbowałem się bezskutecznie zmusić od dwóch miesięcy. Utwór to krótki, z pretekstową fabułą, której osią są poczynania postczłowieka Franciszka Eliasa III, właściciela rodzinnej korporacji, którego mózg zapakowany w elektroniczną kołyskę czyni go praktycznie nieśmiertelnym. Śmierć oznacza zaledwie konieczność wymiany ciała. Bohater rzuca się w wir walki próbując ocalić resztki swojego świata. Czy jednak czytelnika może obchodzić los niezniszczalnego półboga? Może, gdy świat w którym żyje dosłownie rozpada się w miarę postępów fabuły.
A czego tu nie ma. Wyniszczająca wojna, rozpad społeczeństwa opartego na elektronicznych a nie bezpośrednich więziach, sieci P2P pozwalające dzielić się wspomnieniami, wampiry żywiące się nanomaszynami pływającymi w krwi ofiar, androidy bardziej ludzkie niż żywi ludzie, apokaliptyczne przepowiednie i oczekiwanie na powrót międzywymiarowego statku Heart of Darkness, cytaty i nawiązania od Conrada po Slayera. Wszystko upchane na 200 stronach. Pomysły, którymi obdzielić możnaby było kilka powieści SF. Wszystko potraktowane po łebkach, zapożyczone, zacytowane. Wszystko już było. Można tylko to oryginalnie połączyć. Przerażająca alegoria naszej rzeczywistości.
To siła Holocaustu.
Słabością jest za to powierzchowność wizji. Ogrom pomysłów jest tylko sygnalizowanych, przemyka gdzies w tle i aż prosi się o rozwinięcie. 
Pod koniec powieść wpada niespodziewanie w religijny ton rozważając konferencje Roku Pierwszego, w którym, jak się wydaje, Bóg opuścił świat. Następstwem tego jest rozgrywająca się entropia. Świat bez Boga nie może istnieć, rozpada się. Zbyt proste to wytłumaczenie, zbyt wygodne. Całe szczęście, że jedno z wielu. Równie dobrze można uznać, że sprawcami zagłady są ludzie, którzy doprowadzili do zniszczenia przez rozwój niebezpiecznych technologi, lub obcy z ich substancją F, lub...
Odbiłem się od zakończenia Holocaustu F. Wydaje mi się, że  strywializowało wszystko o czym Zbierzchowski pisał wcześniej. Zanegowało znaczenie i umniejszyło wagę wydarzeń. Pozostawiło mnie z niedosytem.
Niemniej warto sięgnąć po Holocaust F , by samemu wyrobic sobie zdanie o niewątpliwie oryginalnej powieści Zbierzchowskiego. Tym bardziej, że w opinii większości recenzentów powieść ociera się o ideał. Kto by słuchał mojego marudzenia.

Świ... zombie w kosmosie

Przebudzenie Lewiatana, James A. Corey, Fabryka Słów, Lublin 2013

Space opera bliskiego zasięgu, reklamowana przez Georga R. R. Martina jako "najlepsza książka o rzygających zombie". 
Ukrywający się pod pseudonimem Coreya autorzy serwują podróż po skolonizowanym przez ludzkość Pasie Asteroid. W tle rozgrywają swoje gry potęgi polityczne: Narody Zjednoczone z Ziemi, Marsjańska Federacja oraz anarchizująca wspólnota z Pasa.
Akcja toczy się dwutorowo. Na przemian śledzimy losy załogi międzyplanetarnego okrętu Rosynanta - pod dowództwem idealisty Jamesa Holdena i śledztwa prowadzonego przez cynicznego, wyrwanego żywcem z kryminału noir, gliniarza Joego Millera.
Przeskoki narracji między bohaterami, wydawać się mogło, sprzyjają cliffhangerom i podkręcaniu tempa. Jednak często tempo siada, fabuła grzęźnie w jałowych dyskusjach lub dziwnym miotaniu się bohaterów. Takie zabiegi mogłyby służyć pogłębieniu postaci, gdyby protagoniści nie zostali wykreowani na podstawie prostego przeciwieństwa: idealista - cynik. Przez długi czas niestety czytelnik pozostaje obojętnym na perypetie, które ich spotykają. Nie dają się lubić, chłopaki. Później, gdy akcja nabiera tempa jest już lepiej. Postaci zaczynają żyć, a czytelnik zaczyna kibicować. Przynajmniej jednemu z nich.
Scenografia nie powala, stacje Ceres i Eros, gdzie toczy się większość akcji powieści prawie nie różnią się od siebie. Innych miejsc nie dane jest czytelnikowi poznać.
Lepiej wypadają natomiast fragmenty, gdzie fabuła przegania bohaterów po przestrzeni kosmicznej. Ciekawie opisane zostały fizyka podróży i warunki w jakich podróżuje załoga okrętów. Kosmiczne potyczki i bitwy przedstawiono z odpowiednim rozmachem i dbałością o szczegóły, choć nie jest to absolutnie poziom masowych, epickich bitew rodem z Gwiezdnych wojen.
A zombie? Faktycznie są, chociaż przez blisko połowę powieści zastanawiałem się czego dotyczy blurb Martina. Dość powiedzieć, że zombie w końcu się pojawiają wraz z iście lovecraftiańskim kosmicznym horrorem. Autorzy serwują nam gorzką pigułę, jeśli ktoś ma optymistyczne wyobrażenia pierwszego kontaktu, zachęcam do lektury Lewiatana. To co prezentuje powieść jest bardzo pesymistyczne i jakże prawdziwe, jeśli spojrzeć na kondycję moralną człowieka.
Przyjemnie spędziłem czas z Lewiatanem. Nie jest to arcydzieło fantastyki, ale w zamian za niedoróbki fabuły i niedostatek umiejętności autotów otrzymujemy solidną porcję kosmicznych przygód i najlepsze rzygające zombie ever.

środa, 20 listopada 2013

A oni wciąż idą i idą

Dwie wieże, J.R.R. Tolkien, Czytelnik CiA Svaro, Warszawa 1990

Wyprawa trwa, chociaż Drużyna się rozpadła, Gandalf i Boromir zginęli, a ze Wschodu napływają coraz to nowe niebezpieczeństwa.
Pierwsze odczucie: nie do końca słusznym jest pogląd, iż Tolkien sugeruje, że za każdym kamieniem kryje się wielka historia. Pisałem o tym w notce o pierwszym tomie Władcy Pierścieni. Po Dwóch wieżach mam wrażenie, że, owszem prawdą jest, iż w tle istnieje mnóstwo opowieści, które stanowią grunt, na którym rozwija się fabuła Władcy, jednocześnie wydaje mi się, że powieść broni się sama. Znajomość legend Śródziemia nie jest konieczna, by dobrze bawić się przy Władcy Pierścieni. Tolkien zawarł w tekście tyle informacji, ile czytelnikowi potrzeba do zrozumienia powieści. W kilku momentach sprawia nawet wrażenie infodumpu, kiedy postaci wygłaszają długie monologi o historii (patrz opowieść Faramira o Numenorze i Gondorze).
Postaci. Jest odrobinę lepiej niż w Wyprawie. Zyskuje Gimli, który na tle tytanów Aragorna i Legolasa wygląda wręcz na słabeusza. Jego rozmowa z odnalezionymi hobbitami ładnie pokazała jego jowialność i skrywaną dobroduszność. Znów rozwija się Sam, który wyrasta na najpełniejszą postać powieści. Wierny sługa, wyrosły z prostego ludu mógłby przyjąć postawę wiecznego zdziwienia wobec przeciwieństw i cudów, które napotyka podczas wędrówki. Zamiast tego stąpa twardo po ziemi i prowadzi swojego pana bezpiecznie przez niebezpieczeństwa. Gdy zdarza mu się pomylić, bierze się do działania znajdując energię, z której istnienia wcześniej sobie nie zdawał sprawy. 
Interesująco wypada Sam w duecie z Gollumem. Anioł Sam i diabeł Gollum. Nie na zasadzie kuszenia, ale raczej przestrogi i przykładu. Frodo nie jest postacią, o której możnaby wiele powiedzieć. Jest raczej uosobieniem bohatera niszczonego powoli przez Złego. Gollum jest tym kim hobbit stanie się jeśli ulegnie Pierścieniowi, Sam tym kim powinien Frodo pozostać.
Ciekawe, że Peterowi Jacksonowi udało się wypaczyć ten obraz. W filmie Sam darzy Froda wydawać się mogło homoerotyczną miłością. W powieści nie ma takiego obrazu. Sam jest sługą. Wiernym, we własnym mniemaniu gorszym od pana, ale związanym z nim szczerą i czystą więzią. Znak czasów, które minęły.
Środek i serce opowieści. Drużyna rozpada się. Część postaci ginie. Ktoś wraca zza drzwi śmierci. Opowieść trwa dalej.

czwartek, 7 listopada 2013

Wściekłe ptaki

Wojciech Szyda, Popiołun, Fantastyka Wydanie Specjalne 3/2013

Upadek miasta ptakoludzi w sugestywnej opowieści Wojciecha Szydy. Świetnie budowane uczucie nieuchronnego końca i nastrój rozkładu. Świetny język pełen ptasich neologizmów, np: ptakurator, skrzydłonie itd. Jedyny zgrzyt, to dająca się wytłumaczyć, ale i tak nieprawdopodobna postawa tancerki Szpulki. Dziwny tekst, wpadający w konwencję new weird.

poniedziałek, 4 listopada 2013

Wyprawa z dawna oczekiwana

Wyprawa, J. R. R. Tolkien, Czytelnik CiA Svaro, Warszawa 1990

Minelo ponad dziesięć lat od mojej ostatniej podróży z Frodem. Na długa dekadę wyobraźnią zawładnęły obrazy stworzone przez Petera Jacksona. Wreszcie rozmyły się na tyle, że z czystą głową mogłem zasiąść do lektury Władcy Pierścieni.
Mimo znajomej treści przyjemnie było na nowo odczytać klasykę. 
Najsilniejsze wrażenie to poczucie pustki. Bohaterowie przemierzają bezkresne pustkowia przez wiele dni niespotykając żywej duszy. Mijają pozostałości dawnych królestw, dawnej wielkości ludzi, elfów, krasnoludów. Ich świat wydaje się być światem zmierzchu, smutną pozostałością dawnej chwały. Czyste postapo w wydaniu klasycznej fantasy.
Jakimi środkami udało się Tolkienowi osiągnąć taki efekt. Bardzo prostymi: opisy, opisy, jeszcze raz opisy. Tu kamienne zbocze, tu polana otoczona kręgiem sosen, tam rzeka wije się w dolinie, a tu rosną piękne kwiaty o melodyjnych nazwach rodem z języka elfów, dawno temu był tu zamek, teraz pozostał tylko krąg kamieni. Poziom szczegółu, jeśli chodzi o krajobrazy mijane przez Drużynę, przytłacza.
Właśnie, Drużyna. Niespodziewanie płasko wypadają bohaterowie Władcy Pierścieni. O Frodzie tyle można powiedzieć, że nie do końca zrozumieć można motywy kierujące tym hobitem, gdy decydował się na wyprawę. Z pary Merry i Pippin, ten drugi jest bardziej lekkomyślny, a jego psoty ściągają na Drużynę kłopoty. Gandalf jest mądry i ma cięty język. Para Gimli i Legolas, to zupełnie płaskie postaci, które słabo spełniają funkcje reprezentantów ras, bo niewiele jest scen, w których rozgrywane byłyby ich smaczki. Aragorn to zaledwie szlachetny dzikus z północnych pustkowi, który z biegiem historii ujawnia coraz więcej związków z elfami i dawna chwałą Numenoru.
Najpełniej prezentuje się o dziwo Sam Gamgee. Na pierwszy rzut oka to bardzo staroświecki i bardzo angielski wierny sługa. Jednak to Sam jako jedyny potrafi wyrazić wątpliwości, wspomnieć dom, zatęsknić za prostym życiem. On staje się tłumaczem emocji Froda, w sytuacji, gdy sam Tolkien skąpi czytelnikowi wglądu w myśli swoich bohaterów.
Na tle prostych postaci ciekawie wypada Boromir. Patriota, rycerz z Gondoru, wybuchowy, gotów do najwyższych poświęceń w imię własnych przekonań. Jego historia, to przykład tego jak dobre chęci mogą doprowadzić do moralnego zepsucia. Boromir skuszony mocą Pierscienia chciałby użyć go do pokonania Saurona. Jednak u Tolkiena ze złego drzewa nie będzie dobrych owoców. Kiedy Boromir wyciąga rękę po Pierscien, następuje upadek rycerza. Rekompensatą może być tylko najwyższe poświęcenie.
Interesująco prezentują się także sceny kuszenia Mędrców. Gandalf odrzuca pokusę dość szybko podczas rozmowy w Bag End, Galadriela wydaje się być bliska poddania się Pierścieniowi, ostatecznie rezygnuje z potęgi i postanawia odejść za Morze. Początkowo wydawało mi się, że wątpliwości i chęci sięgnięcia po Pierscien nie miał Elrond, ale oto przecież po zwycięstwie Ostatniego Sojuszu także Elrond Półelf mógł wziąć w posiadanie Pierscień, który jednak wpadł wtedy w ręce Isildura.
To tylko niektóre z wrażeń po lekturze. To był naprawdę dobrze spędzony czas z książką, dobrze znana historia odczytana na nowo. Pełniejsze doświadczenie i dotyk ogromu świata profesora Tolkiena.

niedziela, 3 listopada 2013

Krwią, płaszczem i szpadą

Krew Casanovy, Rafał Panas, Fantastyka Wydanie Specjalne 3/2013

Perypetie słynnego Wenecjanina na dworach polskiej szlachty. Jest przygoda, są intrygi, są płaszcze, jest  i szpada (chociaż częściej w ruch idą jednak noże), a także szczypta magii. Wszystkie elementy opowieści awanturniczej z fantastycznym wtrętem. Przejrzyście napisane. Brak tylko iskry, wielkiego "ooo!". 
W komplecie z Złodziejem dusz stanowią wzorzec opowiadań - konwencjonalne do bólu, poprawnie napisane, ale bez wielkiego zaskoczenia. Dla fanów Polski szlacheckiej i gruppie Casanovy.

(chciałbym tak pisać)

piątek, 1 listopada 2013

Pocztówka z Londynu

Złodziej dusz, Karolina Bujnowska-Brzezińska, Fantastyka Wydanie Specjalne 3/2013

Ładnie opowiedziana historyjka steamoperowa, bo punku w tekście zabrakło. Tekst idealnie wpisuje się w konwencję, może nawet zbyt idealnie. Mamy protagonistę-awanturnika, mamy dziwne parowe wynalazki i przeciwnika, który wypacza zasady działania sprzętu dla swoich niecnych celów. Jest też śledztwo, które niestety zostaje rozwiązane przez autorkę. Pomimo kilku wrzuconych wskazówek, śledztwo zostaje rozwiązane, gdy bohater wpadnie na pomysł, który niestety nie może wpaść do głowy czytelnikowi. Niemniej dobrze napisany tekst rozrywkowy z ciekawą wizją alternatywnego wieku pary. Dla lubiących parowe klimaty.

wtorek, 8 października 2013

Lubię piosenki, które już kiedyś słyszałem

Hobbit z objaśnieniami, J.R.R. Tolkien, wstęp i objaśnienia Douglas A. Anderson, tłum. Andrzej Polkowski (przekład powieści), Agnieszka Sylwanowicz (wstęp i objaśnienia), Bukowy Las, Wrocław 2012


 To co czytamy z przyjemnością, z przyjemnością przeczytamy ponownie. Ten cytat z Ars Poetica Horacego otwiera Hobbita z objaśnieniami. Nie pamiętam, który raz czytałem Hobbita, ale niezmiennie dostarcza mi on niezwykłej przyjemności. Cieszę się, że po tłumaczeniach Marii Skibiniewskiej i Pauliny Braitner udało mi się przeczytać przygody Bilba w tłumaczeniu Andrzeja Polkowskiego.

Tekst uległ znacznemu uwspółcześnieniu, ale cieszy też fakt, że tłumacz postawił tradycyjne formy. Gollum syczy mój ssskarbie, trolle łapią włamyhobbita itd. Za to w Mieście na Jeziorze mieszkają: Jezioranie (dość nieszczęśliwie dobrana forma). Całość jednak zyskała na świeżości i większość zgrzytów prawdopodobnie wynika z przyzwyczajeń do tradycyjnych form. Szkoda tylko, że Polkowski nie zdecydował się na formę: karły, bliższą intencji Tolkiena od nieszczęsnych krasnoludów.
Największą zaletą tej pozycji, poza oczywiście powieścią w nowej odsłonie, jest masa ilustracji, przypisów i komentarzy do tekstu, a także przytoczone fragmenty, których treść zmieniała się z czasem, wraz z poprzednimi wersjami. Dzięki ilustracjom z wydań z całego świata widać wyraźnie jak szeroki zasięg miała proza Tolkiena. Poprzednie wersję tekstu pozwalają za to zajrzeć za zasłonę do warsztatu pisarza.
Wydanie w twardej oprawie w dużym formacie może być ozdobą każdej biblioteczki.
Treść natomiast raczej dla tych, którzy Hobbita znają, lubią i chcieliby więcej.

poniedziałek, 7 października 2013

Zmiany pędem biegną

Ucichłem ostatnio. Nie znaczy to, że nie czytałem nic przez przeszło dwa miesiące. Przeciwnie, stukneło kilka zaległych Nowych Fantastyk. Z uśmiechem na gębie przeczytałem Hobbita z objaśnieniami, rewelacyjne wydanie klasyki z mnóstwem przypisów, ilustracji i komentarzy. Zawiodłem się czytając nowe pozycje postapo Gwiazdozbiór psa i Kolumny niebios. Dałem się wciągnąć w hipnotyzujący świat Morfiny Szczepana Twardocha. Wsiadłem także do steamoperowej kolejki górskiej Marka Hoddera w jego Nakręcanym człowieku. Ach, zwiedziłem także szkołę Cetnarowskiego w I dusza moja. 
Trochę tego było.
Tylko czasu na spisanie myśli ubyło, bo zaczęła mnie pochłaniać coraz bardziej druga, nowoodkryta pasja - bieganie.
Wpadłem w cykl treningowy, reżim potężny, bo niespotykany wcześniej w życiu. Daje mi to niezłego kopa, bo jeszcze rok wcześniej nie uwierzyłbym, że cokolwiek zmusi mnie do wyjścia na 10-kilometrową przebieżkę w deszczowy, wrześniowy wieczór o 22:30. A jednak. Sam się zmusiłem.
Czas wydzielony przez rzeczywistość (rodzinę, obowiązki, sen itp.) na lekturę i spisywanie myśli znacznie się skurczył. Wydłużył się za to czas przemyśleń.
Godzinny bieg jest czasem magicznym. Psychopaci powinni się bać biegania. To czas, kiedy jest się tylko ze sobą. Tylko z własnymi myślami
Wcześniej starałem się napisać, chociaż kilka zdań o wszystkim co przeczytałem. Nie dam rady ciągnąć tego w ten sposób. Opowiadania, które mnie ruszą w jakiś sposób na pewno spowodują wrzucenie kilku zdań na bloga. Ale nie dam rady napisaćo wszystkich. Co do dłuższych form, to zamierzam nadrobić zaległości i spisać swoje opinie o zaległych lekturach. Także dla siebie, na przyszłość. A także zmienić tekst, z krótkich form udających recenzje, w opinie lub przemyślenia związane z tekstem. Imię recenzji w internecie jest Legion. Opinii i odczuć, dużo mniej.
Kiedyś pamiętałem wszystko, co kiedykolwiek przeczytałem, pamiętałem układ tekstu. Pamiętałem gdzie znajdowało się konkretne zdanie na stronie. Skończyło się to już kilka lat temu. Pamięć się zapełniła. Albo mózg się zestarzał i wyrzucił niepotrzebną w gruncie rzeczy umiejętność.
Dziś skończyłem Holocaust F Cezarego Zbierzchowskiego. Odbiłem się trochę od tej powieści, mam nadzieję, że uda mi się ubrać w słowa moje wątpliwości. Także najnowsza polska hard SF pójdzie na pierwszy ogień.

Pozdrawiam (o ile ktoś to jeszcze czyta ;)  )

Adam 'gwylliam' S.

czwartek, 19 września 2013

Mętna impresja

Sztuka w zaścianku, Jakub Małecki, Nowa Fantastyka 08/2013

Inspirowana obrazem Jacka Malczewskiego opowiastka o życiu wioskowego głupka o wdzięcznym imieniu Pokrzyw. Krótki tekst nie dostarcza odpowiedzi na wiele pytań związanych z aurą niesamowitości otaczającą bohatera. Czytelnik pozostaje z wątpliwościami i obrazem wsi wymalowanym słowami przez Małeckiego. Należy zaznaczyć, że jeśli chodzi o klimaty rustykalne, to Radosław Rak bije Małeckiego na głowę. Sztuce brakuje sugestywności wizji Raka i klarowności obrazu. Małecki rzuca czytelnikowi obrazem w oczy i pozostawia samemu sobie z mętnym tekstem, który można zinterpretować na wiele sposobów. Tylko po co, bo tekst nie zachwyca.

środa, 18 września 2013

Nieudany hołd

Archiwum, Adam Przechrzta, Nowa Fantastyka 08/2013

Krótka fabuła w scenografii Powstania Warszawskiego. Łączniczka przeprowadza przez kanały dwóch żołnierzy mających dostarczyć kurierowi ważną, a jakże, przesyłkę. Dziewczę jest sprytne i, a jakże, chętne, ale panowie to prawdziwe, a jakże, chłopy na schwał. Elokwentni, ładni jak z obrazka, szlachetni i w wojennym rzemiośle bardzo sprawni. Kliszy tej, a jakże, nie łamie niestety twist opowiadania. Bohaterowie pozostają tacy sami. 
Językowo też jest niezbyt przyjemnie. Zgrzytają współczesne kolokwializmy. 
Zamiarem autora było oddanie hołdu Powstaniu, z czego tłumaczy się on w obszernym, a jakże, posłowiu. Prawdopodobnie niezbędnym, bo tekst sam się nie broni.

piątek, 12 lipca 2013

I jak byś się zachował? Mr Perfect?

I dusza moja, Michał Cetnarowski, Powergraph, Warszawa 2013


Krótka powieść redaktora-następcy legendarnego Macieja Parowskiego. Oto spełnia się czarny sen. Liceum w podwrocławskich Strzeszowicach zostaje zaatakowane. Padają strzały, krew uczniów i nauczycieli spływa po ścianach. W chaosie próbują się odnaleźć: uczennica liceum, ojciec tejże, młoda nauczycielka, dwóch policjantów i ekipa dziennikarzy. Z ich perspektywy przychodzi czytelnikowi śledzić fabułę.
Są to spojrzenia bardzo osobiste. Często przerywane retrospekcjami, jakby obrazy, wspomnienia przesuwały się przed oczami bohaterów w obliczu śmiertelnego zagrożenia. Dzięki takiemu zabiegowi Cetnarowskiemu udało się przedstawić szerokie tło postaci, ale nie ustrzegł się potknięć.
Postaci nie zaskakują, nikt nie łamie schematu doskonale wpisując się w nadana rolę. Może poza jedną z bohaterek, której halucynacje można odczytać jako fantastyczny wtręt w przyziemną materię powieści. Dodatek zbędny, silnie kontrastujący z resztą tekstu, odbiegający zarówno poziomem jak i nastrojem.
To co uderza w powieści Cetnarowskiego, to przeniesienie obrazu szkolnej masakry z szklanego ekranu telewizora, z mitycznej Ameryki w swojskie realia małego miasteczka. Autor nie przestrzega, to się może zdarzyć także u nas, mówi raczej, zobacz, gdyby to zdarzyło się u ciebie, gdyby dotyczyło twojej rodziny, jak byś się zachował, panie policjancie, panie dziennikarzu, pani nauczycielko.
Postaci sprawców masakry celowo ukryte są w cieniu, bo nie o nich jest powieść. To powieść o ofiarach i świadkach tragedii. Ciekawe jak ty byś się zachował, czytelniku?

środa, 3 lipca 2013

Kiczowaty pomnik z multiorgazmem

Mono no aware, Ken Liu, Nowa Fantastyka 6/2013

Masturbacja z wielokrotnym orgazmem nad japońską mentalnością, wrażliwością i wszelkimi następstwami tychże w obliczu całkowitej zagłady Ziemi ukazanej na podobieństwo Melancholii  von Triera. Pochwała dzielnych Japończyków zdolnych do najwyższych poświęceń dla dobra społeczeństwa, dostrzegających ulotność świata i posłusznych bezwzględnie rodzicom i władzy zwierzchniej. W planie prawdopodobnie kolejny wyciskacz łez Kena Liu, pomnik narodowej dumy, wyszła natomiast nieznośna laurka. Rzecz o finezji cepa, przesłodzona do granic. Liu zapędził się w ślepy zaułek eksplorując emocjonalnie literaturę. Do rzygu ostatniego.

wtorek, 2 lipca 2013

Czy zombie marzą o niekończących się hossach?

Drugi oddech, Mike Carey, Nowa Fantastyka 6/2013

Marna próbka nowoczesnej prozy z komiksowo-serialowego poletka. Oto wzięty makler po kilku zawałach zaczyna rozumieć, że następnego zawału nie przeżyje. W związku z tym przygotowuje się, by zostać zombie. A gdy już umiera, odkrywa że gra na giełdzie nie idzie już mu tak dobrze, prawdopodobnie z braku krwi krążącej w żyłach. Potrzebuje emocji, których dostarczy mu pewna pani. 
Napisane jest to poprawnie, w amerykańskim, filmowym stylu z onelinerami kończącymi bloki tekstu i obowiązkowymi fuckami  tu i tam. Za to sensu i pomysłu brak. Dla fanów komiksowej estetyki. Dla innych prawdopodobnie strata czasu.

piątek, 28 czerwca 2013

Humpty Dumpty na murze siadł, Humpty Dumpty z tego muru...

Archiwista kulturowy, Jeremiah Tolbert, Nowa Fantastyka 6/2013

Lekko i z humorem o nihilistycznych ciągotach człowieka, o transhumaniźmie sprawdzającym się do atomizacji i uniformizacji społeczeństwa, wreszcie o niemożności akceptacji inności i dążeniu do jej podporządkowania i asymilacji, a w przeciwnym wypadku zagłady. Lekkie ujęcie osłabia odrobinę siłę wyrazu, ale jednocześnie pozbawia patosu dramatyczną historię i sprawia, że wyróżnia się ona na tle ultrarealistycznych i często smutno-gorzkich tekstów. Poza tym naprawdę ciekawe ujęcie kultury jajkowatych obcych nazywanych tu Humpty (sic!). Spróbujcie wzruszyć ramionami nie mając rąk.

środa, 26 czerwca 2013

Magia wielkiej płyty

Widma z czternastej dzielnicy (tryptyk), Jewgienij T. Olejniczak, Nowa Fantastyka 6/2013

Trzy krótkie teksty połączone miejscem akcji: Nową Hutą i tematyką. Oto w zwykłe życie zwykłych mieszkańców wkraczają wydarzenia conajmniej niesamowite. Drzwi jednego z mieszkań stają się bramą prowadząca wprost na inną planetę, zmarli chodzą między żywymi, tajemnicze spotkanie z przeszłości jest początkiem wywrotowej działalności. Olejniczak oszczędnie serwuje elementy fantastyki, by przedstawić spostrzeżenia bardziej uniwersalne: o eskapistycznych marzeniach, o doświadczaniu zwykłego życia, o dziecięcych wyobrażeniach o dorosłych. Do tego w pereelowską nudę Nowej Huty wpuszcza autor szczyptę magii i niesamowitości dowodząc, że nie tylko Stare Miasto i Kazimierz w Krakowie może mieć magiczną stronę.

czwartek, 20 czerwca 2013

Chłopaki biją Anansiego

Skomplikowana ciemność, Lucyna Grad, Nowa Fantastyka 6/2013

Opowieść stylizowana na legendy afrykańskie. O ile scenografia i rekwizyty rzeczywiście przywodzą na myśl Afrykę, to zachowanie bohaterów i fabuła afrykańskie już nie są. Opowieść równie dobrze mogłaby rozegrać się w w innych realiach, co uwydatnia sztuczność scenografii funkcjonującej niejako obok fabuły. Możliwe, że to kwestia wyobrażeń o Afryce, która przecież nie jest kulturowym monolitem, ale w tekście brakuje wypalającego mózg gorąca, wszędobylskiego robactwa i swoistego  afrykańskiego langsam, langsam; przejścia w tryb oszczędzania energii, opisywanego choćby przez Kapuścińskiego w Hebanie.
Językowo jest natomiast bardzo dobrze. Nie czuć szorstkości debiutu. Niemniej szkoda, że w tekście Afryka jest tylko plastikową dekoracją. Dla ciekawych świeżego spojrzenia na fantasy z nutką egzotyki.

środa, 19 czerwca 2013

Lizanie cukierka przez papierek

Przedksiężycowi, Tom I, Anna Kańtoch, Powergraph, Warszawa 2009-2013

Na powierzchni nieznanej planety ląduje kilku podróżników zaintrygowanych i ruinami miasta, które zauważyli z orbity. Szybko okazuje się, że na planecie panują niezwykłe warunki – wszystko gnije, psuje się i rozpada w bardzo szybkim tempie. Entropia jest tak szybka, że nie pozwala nawet na reakcję w przypadku zranienia. Wydarzenia czytelnik obserwuje z punktu widzenia Daniela, jednego z badaczy, który może określić siebie jako szczęściarza, bo mimo tego, iż według innych przyciąga kłopoty, najczęściej udaje mu się wydostać z niekorzystnej sytuacji bez szwanku. To właśnie Daniel, będący człowiekiem z zewnątrz, zapewnia niezbędne zewnętrzne spojrzenie na wydarzenia rozgrywające w Lunapolis.
Lunapolis. Miasto-moloch. Pełne mechanicznych cudów, zarządzane przez tajemniczych Przedksiężycowych i zamieszkałe przez dążących do doskonałości obywateli. Każdy z mieszkańców specjalizuje się w jakiejś dziedzinie. Są doskonali artyści, są wojownicy, są także mordercy i złodzieje. Wszyscy wierzą, że doskonalenie siebie pozwoli im przeżyć Skok.
Czas Skoku wyznaczają Przedksiężycowi. Wtedy ci, którzy nie znaleźli ich uznania zostają przeniesieni do niższego świata, gdzie rozpoczyna się przyspieszony rozkład. Co ciekawe mieszkańcy Lunapolis mogą podróżować windami czasowymi do niższych światów i z powrotem, jednak ci, którzy nie przetrwali Skoku z jakichś powodów wrócić nie mogą.
To zaledwie wycinek całości bowiem Lunapolis jest właściwym bohaterem powieści. Poczynania bohaterów są ledwie pretekstem do pokazania kolejnych zakamarków miasta, od korporacji odpowiedzialnych za reprodukcję obywateli, przez wynalazców tworzących niezwykłe maszyny dla mieszkańców miasta, po rozkładające się resztki społeczności w niższych światach. Ilość pomysłów, ciekawych rozwiązań, nieszablonowych rozstrzygnięć jest naprawdę imponująca.
Niestety cała para idzie w gwizdek. Większość tematów jest ledwie zasygnalizowana. Autorka rzuca pomysł, na przykład: mieszkańcy Lunapolis zamawiają dzieci w jednej z korporacji Princepsi stawiają na specjalizację, mistrzostwo w jednej dziedzinie, Equilibrium to zrównoważony rozwój bez doskonałości w żadnej dziedzinie. Nie idą za tym nic, dla fabuły jest to o tyle istotne, że, według stanu wiedzy czytelnika pierwszego tomu powieści, Skoki przetrwają tylko najbardziej doskonali obywatele. Konia z rzędem temu, kto wyjaśni rolę, poza funkcją klimatyczną, mechanicznego ptaka, czy pancerzy gangów w niższych światach.
Mnogość nieskrępowanych niczym pomysłów wydaje się być cechą współczesnej literatur new weird. Gorzej, że, podobnie jak w Viriconium Harrisona większość pomysłów to tylko scenografia, inaczej rozdmuchany efekt specjalny, wygenerowany by czytelnika-widza przytłoczyć i zaskoczyć, ale także zastąpić ciekawą fabułę.      
Można odnieść wrażenie, że Przedksiężycowi cierpią na nadmiar pomysłów, gadżetów tworzących sugestywny obraz wyludniającego się miasta na krawędzi rozkładu, ale w obrazie tym na razie brakuje sensu, istoty i kierunku. Oczywiście jest to pierwszy tom trylogii, ale miałka fabuła spycha bohaterów na dalszy plan eksponując miasto. Tom pierwszy wydaje się być, odwołując się do malarstwa, szkicem do panoramy Lunapolis. Niby widzimy ciekawe szczegóły tworzące razem intrygującą całość, ale autorka mnożąc byty nie podaje czytelnikowi żadnych odpowiedzi. Nie wiemy dlaczego świat przedstawiony funkcjonuje w taki sposób, kim mogą być Przedksiężycowi, w jaki sposób rządzą miastem. Stoimy przed rozległą panoramą i patrzymy z podziwem na efekty imaginacji autorki, ale nie wiemy nic. Szkoda, bo uchylenie rąbka tajemnicy zachęciłoby do ciągu dalszego. Pozostaje niedosyt.

            

piątek, 14 czerwca 2013

Droga w ciemność

Tak jest dobrze, Szczepan Twardoch, Nowa Fantastyka 3/2011

Słowo wstępne z Drogi, zatem w założeniach: opowieść w duchu i stylu Cormaca MacCarthy'ego. Brak wyszczególnionych dialogów, rozległe (w miarę) opisy arktycznej przyrody zestawione z... tu Twardoch się z MacCarthy'm rozmija. Ten pierwszy przygniótłby czytelnika bezsensowną, czasem okrutną, często brzydką i groteskową ludzką małością. Twardoch pokazuje człowieka zagubionego, człowieka, który stracił wszystko, człowieka, który chce być jak dawni odkrywcy, twardzi brodaci szaleńcy ze strzelbami, a w rzeczywistości jest straceńcem szukającym śmierci. Wybór Drogi jako motta, sugerował prostotę tej powieści lub zwyczajowy poetyczny artyzm MacCarthy'ego, Twardoch wybrał inną drogę. Stylizacja na MacCarthy'ego, prosta opowieść z piękną naturą w tle , ale własny pomysł na bohatera. Szkoda tylko, że pointa niczym nie zaskakuje. Mimo wszystko, dla wszystkich.

czwartek, 13 czerwca 2013

Menela zjazd z godnością

Pan Śnieg i Pan Wiatr, Łukasz Orbitowski, Nowa Fantastyka 12/2004

Smutna historia osiedlowego menela, pana Buczka, zadręczanego przez osiedlowych dresów, Wierzbę i Siwego. Pijackie zwidy z pogranicza magii tym razem nie mają wdzięku Strzygonia, ale i tak wypadają dobrze jako literackie kreacje. Jak zwykle u Orbitowskiego doskonale odmalowany światek blokowiska, tym razem z perspektywy menela i dresów. Tekst skłania do zastanowienia nad czymś tak zapomnianym jak godność człowieka. Jak dotąd, Orbitowskiego zawsze warto czytać.

środa, 12 czerwca 2013

Rozdziobią nas gawrony

Ptaki nad Lublinem, Radosław Rak, Nowa Fantastyka 3/2011

Debiut Raka na papierze. Prosta w konstrukcji nowela o niewidocznym dla wszystkich duchu tułającym się po listopadowym Lublinie, który, nie znając powodu swojego stanu, spotyka mówiącego gawrona, który najwyraźniej go dostrzega i wydaje się wiedzieć więcej na temat ducha.  Doskonale operowanie słowem, oszczędne środki wyrazu (poza miejscami przyciężkimi metaforami), genialna plastyczność opisu. Fajna pointa i złamanie fabuły w połowie tekstu. Doskonały debiut.

wtorek, 11 czerwca 2013

W życiu nie dostaniesz drugiej szansy

Pacześniak, Łukasz Orbitowski, Nowa Fantastyka 1/2004

O tym, jak można dostać od życia drugą szansę i zepsuć wszystko. Perypetie gościa, który próbuje wydobyć się z głębokiego szamba i zacząć od nowa. Robi quickload, spotyka dziewczynę i nagle przechodzi granicę między rzeczywistością a magią. Jak zwykle u autora, zręcznie naszkicowane tło obyczajowe, kilka zapadających w pamięć scen i mistrzowskie operowanie skojarzeniami. Kilka słów wystarczy autorowi, by stworzyć obraz lub wrażenie. Fantastyka przewija się gdzieś w tle, ale stanowi istotny element tekstu. Rewelacja. Brudnych klimatów Orbitowskiego ciąg dalszy.

piątek, 7 czerwca 2013

Hakerzy bawią się m4g1ą

Wygnanie jednym kliknięciem, Jeremiah Tolbert, Nowa Fantastyka 5/2013

Zapis postów z forum opublikowanych przez hakera złapanego i zmuszonego do współpracy z Magicznym Stowarzyszeniem Atlantis, będącym czymś pomiędzy tajną agencją rządową, a gildią magów. Współpraca  ma dotyczyć tajemniczej strony internetowej, gdzie wystarczy wpisać nazwisko dowlnej osoby, by za sprawą zaklęcia wplecionego w kod strony wygnać ją do innego wymiaru. W założeniach, prawdopodobnie, z humorem o geekach i marzeniach każdego nerda, by jednym kliknięciem pozbyć się dręczących go łobuzów. Efekt średni, ani śmieszno, ani straszno, ani magicznie, ani cyberpunkowo. Miszmasz pomysłów i słaba przewidywalna pointa. Ciekawe czy wszyscy czytają umowy licencyjne?

czwartek, 6 czerwca 2013

Wyciskacz łez

Przyziemienie, Athena Andreadis, Nowa Fantastyka 5/2013

Tani melodramat w dekoracjach koloni na odległej planecie z apogeum kiczu w postaci rozmowy kochanków zwracających się do siebie: wędruj po mnie itd. Kilka interesujących pomysłów w tle, jak wyraźnie matriarchalne społeczeństwo, obca inteligencja, zapomniane technologie zmarnowane przez autorkę, która wolała kilka razy powtórzyć tę samą historię rozciągnięta na pokolenia. Dla miłośników romansów. Może.

środa, 5 czerwca 2013

Okiem muchy na krainę Oz

Appoggiatura, Jeff VanderMeer, Nowa Fantastyka 5/2013

Na Zielonych Tabliczkach zapisano tajemnice miasta Smaragdine. Tabliczki rozbito, miasto pogrzebał czas. Tekst składa się z krótkich fragmentów, które, jak fasety, pokazują fragmenty historii miasta, jego mieszkańców lub spadkobierców. Obraz jest niepełny, za każdym razem ogladamy inny fragment, z innego punktu widzenia. Całość daje wrażenie niepełności i chaosu. Słownikowe definicje przeplatają się z naukowymi rozprawami i historiami życia postaci. W efekcie czytelnik otrzymuje bełkot o tym, że w życiu ważniejsze jest gonić białego królika i cieszyć się wędrówką, niż osiągnąć cel. Pretensjonalne, zgrane. Słabo.

wtorek, 4 czerwca 2013

Na glinianych kołach

Kolej karna, Emil Strzeszewski, Fantasy & Science Fiction Edycja Polska 2/2011

Luźna kontynuacja Glinianego golema. Syn skazańca szuka swojego miejsca w pociągu, który jest miejscem zsyłki ojca i znajduje drogę jako adiutant mnicha-oficera, dowódcy pociągu. Gdy chłopca dopadają wątpliwości, co do natury kolei karnej zaczyna się opowieść o poszukiwaniach tożsamości, cierpieniu i okrucieństwie. W tle zaś znane klisze Krzyżaków, pociągów śmierci i alternatywnej wersji XIX-wiecznych Prus Wschodnich w steampunkowych aranżacjach. Do tego religijne i psychologiczne wątki. 
Ciekawe tło, interesujący wycinek historii rozpoczętej w Glinianym golemie, wielki plus za rodzimą wersję steampunku. Razi natomiast kilka błędów logicznych i natłok pomysłów. Jakby autor chciał koniecznie upchnąć w krótkim tekście przemyślenia z gruntu religii, wojny i psychologii. Jako, że opowiadanie jest częścią większej całości, która wkrótce ma ujrzeć światło dzienne, warto poczekać do premiery Ektenii i przeczytać poprawioną wersję. Dla miłośników steampunka, kolei i Atlantydy Północy.

piątek, 31 maja 2013

Wiara czyni cuda

Zakładziny, Bartosz Działoszyński, Nowa Fantastyka 5/2013

Gdy zdesperowani właściciele domu rokrocznie niszczonego przez huraganowy wiatr zwracają się o pomoc do specjalisty od zjawisk nadprzyrodzonych rozpoczyna się krótki przegląd postaw i zachowań prezentowanych w zetknięciu z współczesną "magią". Od szyderczego śmiechu, przez zwątpienie w racjonalność zachowań i wydarzeń, po obsesyjne poszukiwanie wytłumaczenia. Autor nie daje jasnej wykładni, azali wierzyć jasnowidzom i czarownikom, czy też nie, sugeruje natomiast, że istotna jest wiara w ofiarę zakładzinową, krew poświęconą w intencji tego, co pragnęło się osiągnąć. Rozważania tyleż ciekawe, co jałowe, bo nieweryfikowalne. Językowo bez fajerwerków, ale fabuła, to tylko pretekst do rozprawki. Dla zainteresowanych "prawdziwą" magią.

czwartek, 30 maja 2013

Golasy w cube'ie

W klatce, Klaus N. Frick, Nowa Fantastyka 4/2013

Klaustrofobiczna i przewidywalna do bólu opowiastka o tym, że facet z gołą babą może w klatce (ale nie w windzie!). Nieprawdopodobna psychologicznie postać głównego bohatera i zarazem narratora. Pretekstowo potratkowane tło, tj. tytułowa klatka i powód zamknięcia. Tekst napisany poprawnie. Kogoś, kto się boi zamkniętych pomieszczeń, może ruszy. Średnie i do zapomnienia.

środa, 29 maja 2013

Eksperymentu podwójne skutki

Po drugiej stronie, Will Macintosh, Nowa Fantastyka 4/2013

Gdy (prawdopodobnie) na skutek niewinnego eksperymentu dochodzi do podzielenia świata na dwie równoważne części wszyscy ludzie zaczynają odczuwać swoją obecność w obydwu podobnych, lecz nietożsamych rzeczywistościach. Na tym tle rozgrywa się prosta opowiastka rodem z kina katastroficznego, on szuka jej, razem uciekają, następują nieprzewidziane wypadki itd. Tym co zaskakuje jest forma. Tekst ułożono w dwóch kolumnach, które należy czytać jednocześnie, jako ze przedstawiają wydarzenia dziejące się równolegle w obydwu światach. Dzięki temu opowiadanie zapada w pamięć. Dla ciekawych udanego eksperymentu formalnego.

sobota, 25 maja 2013

System error

Obywatel, który się zawiesił, Rafał Kosik, Nowa Fantastyka 1/2004

Mokry sen przeciwników biurokracji. Ironicznie, z duża dozą czarnego humoru o walce z Urzędem Skarbowym i paradoksach wszelkiego rodzaju systemów biurokratycznych. Drwina udana,  wnioski gorzkie, a reakcja państwa opisana w tekście jest jak najbardziej prawdopodobna, czego nie można powiedzieć o zachowaniu tytułowego obywatela.
Dla tych, co nie biorą paragonów.

środa, 22 maja 2013

Co się stało z naszą klasą

Droga do modlichy, Łukasz Orbitowski, Nowa Fantastyka 11/2002


Opowieść drogi po polsku. Jadąc przez pół Polski do przygodnie poznanej dziewczyny bohater odwiedza kolejnych szkolnych kolegów i za każdym razem zostaje u nich na "jedno piwko". Kalejdoskop postaci, charakterystyczny klimat polskich kolei skąpany w alkoholowej mgiełce i nostalgii za szkolnymi czasami, a przede wszystkim fantastyczny Strzygoń, jako pijacki zwid, albo wyrzut sumienia bohatera. Wczesne opowiadanie Orbitowskiego (2001 rok) - zapowiedź wielkiego talentu piewcy klimatów blokowisk.

wtorek, 21 maja 2013

Epigon goni miszcza

Nie wszystko złoto, co się świeci, Jacek Wróbel, Nowa Fantastyka 4/2013

Lekka historia o tym, jak szarlatan z wiejskim głupkiem na nimfę polowali. Czyta się to miło, szybko i przyjemnie, choć niektóre żarty wydają się wciśnięte nieco na siłę, a i zakończenie nie powala na kolana. Autor próbował wcisnąć się w buty Andrzeja Sapkowskiego, ale zabrakło wyraźnie inteligentnego dowcipu twórcy wiedźmina. Tym niemniej jako wytchnienie od tzw. poważnej literatury godne rozważenia. 

Życie rodzinne

O mało nie oszaleliśmy ze szczęścia, David Marusek, Nowa Fantastyka 3/2013

Co się wydarzy, gdy artysta-designer pozna panią polityk? Co się będzie działo, gdy dowiedzą się, że mogą mieć dziecko? Melodramat w dekoracjach science fiction. Należy autorowi oddać, że dość sprawnie poprowadzony, choć w kilku momentach wyraźnie spada tempo opowieści. Dobrze przedstawione relacje między partnerami o kompletnie różnych charakterach w sytuacjach często krytycznych. Przegląd zachowań, pełnia czlowieczenstwa w stechnicyzowanym świecie, stanowi o sile tekstu, który pozostawia czytelnika z domysłami, co do pobudek i motywów bohaterów. Warte polecenia.

niedziela, 19 maja 2013

Witaj, cyfrowa laleczko

Gamedec: Małpia pułapka, Marcin Przybyłek, Nowa Fantastyka 11/2002

Pierwsze opowiadanie o gamedecu - game detective, którego zadaniem jest rozwiązywanie problemów graczy w świecie odległej przyszłości, gdzie gry stanowią istotna część życia. Pastisz stylistyki noir i czerpiącego z niej garściami cyberpunka, ale też "klasycznego" fantasy, a wszystko w klimatach gier mmo początku XXI wieku. Ze względu na dość dosłownie przeniesione realia gier trochę trąci myszką. Ale samo wykonanie i pastisz trzech gatunków, duże pozytywne zaskoczenie, zwłaszcza mając na uwadze słabsze następne opowiadania z cyklu.

Nie wiem co to

Agnozja, zapis przypadku, Alexander Gütsche, Nowa Fantastyka 3/2013

Dickowskie rozważania o tożsamości urlopowanego pracownika korporacji. Kiedy organizm nie wytrzymuje tempa, sypie się misterna konstrukcja psychiczna. Dziewczyna odchodzi, szef wygania na przymusowy urlop. Telewizor staje się najlepszym towarzyszem. Nadchodzi kryzys tożsamości. 
Formalnie bez zarzutu. Tyle, że historia oklepana i rozsypka bohatera mało przekonująca. Zbyt szybka, zbyt standardowa. Brakuje tu zaskoczenia czytelnika, chwytu za gardło.
Na plus należy policzyć fotokody z linkami do sugerowanej przez autora muzyki tła. No i cytat z "Neuromancera", tylko że w XXI wieku telewizor ustawiony na nieistniejący kanał wyświetla zamiast śniegu zwykłą czerń. Dla ciekawych przypadku agnozji.

Zamarzło

Lód, Jacek Dukaj, Wydawnictwo Literackie, Warszawa 2007

Jacek Dukaj napisał powieść monumentalną. Na poziomie fabuły jest to podróż życia bumelanta i hazardzisty, Benedykta Gierosławskiego, z zamrożonej Warszawy do Irkucka i dalej w głąb Syberii w alternatywnej rzeczywistości 1924 r., gdzie wraz z uderzeniem meteorytu tunguskiego dużą część Azji i Europy skuł Lód. Lód, który oprócz ziemi zamraża też idee, poglądy, myśli, słowa, historię. Wystarczy wypowiedzieć zdanie o sobie, by, w mgnieniu oka, stało się prawdą, zamarzło, jak mówią bohaterowie książki. Dość wspomnieć, że Wielka Wojna nie wybuchła, a Polska jest wciąż częścią zamarzniętego Imperium Rosyjskiego. W takiej oto scenerii Gierosławski, za sprawą szantażu czynowników Ministerium Zimy, wyrusza na Syberię, by odnaleźć i porozumieć się z ojcem, który podobno potrafi rozmawiać z lutymi, stworzeniami Lodu, niosącymi Zimę coraz dalej i dalej. Po drodze Benedykt spotka ogromną galerię postaci, Polaków, Rosjan, rewolucjonistów, patrycjuszy, biedaków, proroków, wizjonerów, wynalazców. Wypróbuje na sobie wynalazki Nikoli Tesli, zmierzy się z Rasputinem i pokłóci się z Józefem Piłsudskim. No i sprawdzi, czy prawdą jest stwierdzenie głównego bohatera: Benedykt Gierosławski nie istnieje.
Fabuła powieści z powodzeniem zmieściłaby się na stu stronach. Dukaj rozdmuchał opowieść do ponad tysiąca stron. Fabuła tonie w dygresjach, dyskusjach, analizach, rozprawach naukowych i teologicznych. Spragnieni wartkiej akcji będą zawiedzeni, bo fragmenty, gdzie dzieje się dużo rozdzielone są ogromem słów, na pierwszy rzut oka, nieistotnych. Ilość dygresji przytłacza, powieść wodzi czytelnika po meandrach wyobraźni, po subtelnościach polityki, po nieuchronnościach uczuć, po twardej rzeczywistości negocjacji handlowych i wiele innych miejsc. Ilość tematów poruszonych przez Dukaja jest imponująca, ale większość podporządkowana jest logice i historiozofii. Obsesja prawdy, półprawdy, kłamstwa, logiki wielo- i dwuwartościowej charakteryzującej odpowiednio Krainy Lata i Zimy jest właściwa Benedyktowi Gierosławskiemu. O Historii, i kierowaniu nią, wyłożą bohaterowi wszyscy napotkani wielcy świata przedstawionego.
Każdy znajdzie dla siebie coś interesującego w tym opasłym tomiszczu. Interesująco wypadły teologiczne wynurzenia Ziejcowa, wygłaszane kolejno w Ekspresie Transsyberyjskim, więc na pograniczu Lata i Zimy, w Irkucku skutym Lodem i znów w Krainie Lata. Kwintesencja przemian zachowań pod Lodem i w Lecie.
Zaciekawić mogą także wzmianki o naukach Mikołaja Fiodorowa, prawosławnego filozofa, który w XIX w. stworzył idee nieśmiertelności, przedłużenia ludzkiego życia przy pomocy metod naukowych, a nawet wskrzeszania zmarłych (obecnie uznaje się Fiodorowa za prekursora transhumanizmu), co przekłada się bardzo bezpośrednio na działania bohaterów powieści. To zaledwie wierzchołek góry tematów, znajdzie się tu więcej filozofii, trochę polityki i alternatywnej gałęzi nauki, mnóstwo rozważań o historii i, a jakże, logice.
Czy jest to zatem powieść wybitna? Jest. Czy wszystkich zadowoli? Z pewnością nie. W recenzjach wytykano Dukajowi niepotrzebne rozwlekanie wątków, naukowy pseudobełkot, słabe prawdopodobieństwo psychologiczne postaci. Mimo wszystko warto samemu przekonać się, czy Rosja pod Lodem jest naprawdę tak straszna, jak o niej piszą malkontenci.
Zapomniałbym, jest jedna postać, która spodoba się wielu, jasny punkt w konstelacji bohaterów drugiego planu: Czyngis Szczekielnikow, który tekst ten zakończyłby zapewne tak:
- Co tak stoicie, jak chuje na paradzie? Przeczytajcie tę książkę o panu Gie. Warto.

Zamarzło.

piątek, 17 maja 2013

Kapryśny jest czytelnik

Chimaerus, Jędrzej Burszta, Nowa Fantastyka 3/2013

New weird po polsku. Czarownik próbuje dowiedzieć się jak najwięcej o swoim mistycznym pasażerze, tytułowym chimaerusie. Galeria dziwacznych postaci, obowiązkowe mechaniczne zwierzęta i magiczni mieszkańcy księżyca. Trochę rozważań o przemijaniu i starości. Tekst nie wyróżnia się niczym szczególnym, a new weirdowy sztafaż raczej przykrywa fabularną prostotę niż stanowi o sile opowiadania. Brak zaskoczenia na koniec, energii, po przeczytaniu tekstu refleksja mija szybko i nie pozostaje w pamięci. Nie mniej dla miłośników takich klimatów - pewnie warto.

Z perspektywy lat

Euklidesja, Maciej Parowski, Nowa Fantastyka 3/2013

Krótka forma pióra wieloletniego redaktora prozy polskiej w NF, przypomniana w podziękowaniu za wieloletnią pracę w dziale prozy polskiej. Błyskotliwa krytyka wszelakich zapędów władzy do poprawiania rzeczywistości zręcznie opakowana w formę pseudohistorycznego wywodu. Aż kusi, żeby sprawdzić wszystkie podane źródła. Pochwała inteligencji czytelnika i erudycji autora. Warto wspomnieć, że tekst powstał w 1976 r., można zatem rzucić okiem na stan duszy 30-letniego Macieja Parowskiego.

Pamiętaj o mnie

Amnezjak, Jakub Nowak, w: Science fiction, Powergraph, Warszawa 2011

Zawiła, pełna ukrytych znaczeń opowieść o ... niepamięci. Na Wawelu strzeżonym przez mechanicznego smoka Niemca król Wład Jagiełło szuka powodów amnezji poddanych i z odrazą akceptuje fakt, iż wszędzie wdziera się błocko. Dziwna konstrukcja fabularna opowiadania sugeruje wielką tajemnicę ukrytą w tekście. Rozwiązanie zagadki, cóż, zaskakuje, ale nie wynagradza ciężkich chwil spędzonych z tekstem. Opowiadanie z pogranicza new weird dla ciekawych i wytrwałych. A, nie mogę się oprzeć:
- Jagiełło!
- Co?
- Ty kurwo!

środa, 15 maja 2013

Retro deathmatch

Gamedec: Zawodowiec, Marcin Przybyłek, Nowa Fantastyka 3/2003

Prosta fabułka, rozpoczynająca się, jak klasyki noir, od twardziela popijającego whisky w zapuszczonym biurze, zapuszcza się później w rejony megapopularnych gier przyszłości. Mamy tu zawodowych graczy, widzów żądnych wirtualnej krwi, dwie drużyny o pompatycznych nazwach i starego gracza nie wytrzymującego tempa, którego twardziel ma zastąpić. Opowiadanie oparte jest na jednym pomyśle - awatary nie mają pasków energii, "rany" podnoszą poziom bólu u gracza, aż do legendarnej dwudziestki, do momentu samodzielnego wyłączenia się z gry. Pomysł, fabuła i wykonanie nie powalają. Należy jednak pamiętać, że opowiadanie powstało ponad dziesięć lat temu, co w dziedzinie gier komputerowych jest eonem. Jedna z pierwszych cegiełek, z których zbudowany jest świat Gamedec. No i zawiera świetny patent na opanowanie czkawki. Edukacyjna funkcja literatury.

wtorek, 14 maja 2013

Grewelacja

Grewolucja, Paweł Majka, Nowa Fantastyka 5/2013

Poszukiwania zaginionego nastolatka zlecone przez matkę są punktem wyjścia do językowej jazdy bez trzymanki po cyfrowym świecie, gdzie celem istnienia jest zdobywanie kolejnych osiągnięć w rozgrywkach pozbawionych fabuł gier AR. Brawurowa projekcja na przyszłość dzisiejszego szału związanego z fejsbukowymi grami typu Farm Villa, achievmentami i kulturą portali społecznościowych. Na poziomie języka mnóstwo sieciowego żargonu, który potęguje efekt zanurzenia w cyfrowym świecie. Jako przestroga i fantastyka spekulacyjna - warte polecenia. Dla zwolenników czystej fabuły, rację ma Cetnarowski, odrobinę pretekstowe.

poniedziałek, 13 maja 2013

Złoto dla Ślązaków

Cud domu brandenburskiego, Szczepan Twardoch, Nowa Fantastyka 06/2004

Sprawnie opowiedziana historia rodem z "Złota dla zuchwałych" ze szczyptą fantastyki, tyle że miejscem akcji jest Śląsk, rzecz dzieje się równolegle w 1763, 1945 i 1974 roku, a bohaterami są Ślązacy. W tle germańskie legendy, naziści, wojna i gorzki posmak zwycięstwa. 
Na podstawowym poziomie jest to przygodowa opowieść wojenna o poszukiwaniu skarbów, głębsze spojrzenie wyjawi także próbę ukazania, chociaż przez pryzmat opowiadania fantasy, skomplikowanej tożsamości Ślązaków, o której pisał także Sapkowski w Trylogii Husyckiej (ciekawe, jak obraz ten wypada w znacznie nowszej przecież "Morfinie"?). Zatem: dla miłośników opowieści awanturniczych i wojennych, ale także dla ciekawych odmiennego od podręcznikowego spojrzenia na kwestie tożsamości narodowej.

niedziela, 12 maja 2013

Pamiętam, jak dostałem pierwszy cukierek od mojego dziadka

Zapach pomarańczowych gajów, Lavie Tidhar, Fantastyka Wydanie Specjalne 1/2013

Na dachu, wśród paneli słonecznych i donic z roślinami rozpoczyna się podróż sentymentalna Borisa Aarona Chonga do przeszłości własnej, ojca i dziadka. Przeszłości, które, za sprawą faustowskiego targu dziadka z cyfrowym demonem, połączyły się w jedną, by kolejne pokolenia pamiętały o przodkach, którzy odeszli.  
Opowieść snuje się leniwie, potrójnie nostalgicznie, bowiem niemłody już bohater wspomina nie tylko młodość swoją, ale także ojca i dziadka, który pozostawił mu pamięć o zapachu pomarańczowych gajów. 
Dla sentymentalnych. Bez wyraźnej fabuły i akcji, za to z zakończeniem, które daje siłę i nadzieję na przetrwanie więzi i uczuć w stechnicyzowanym świecie.

Biały miś, czarne lustro

Black mirror, Biały miś, s02e02, Wielka Brytania 2013

Lekcja paranoi i porcja solidnej szydery z mediów i, a jakże, wojeryzmu komórkowego. Kobieta z amnezją budzi się w obcym domu, jedyne co wydaje się jej znajome, to twarz dziewczynki ze zdjęcia i dziwny znak wyświetlany na ekranie telewizora. Wszyscy w sąsiedztwie są pochłonięci nagrywaniem smartfonami spanikowanej bohaterki. Wtedy pojawia się zamaskowany człowiek ze strzelbą... Nie sposób opisać fabuły odcinka nie zdradzając zbyt wiele. Dość powiedzieć, że to co w pozostałych epizodach było tylko akcją, którą, jako widzowie, śledziliśmy na czarnym lustrze, tym razem odczujemy na własnej skórze. Pomysłowość i przewrotność scenariusza, przy bardzo skromnych środkach wyrazu daje niesamowity efekt.
Zdecydowanie najlepszy odcinek obu serii. Zaczynam bać się swojego smartfona.

sobota, 11 maja 2013

Czy programy marzą o elektronicznych światach?

Prawdziwe imiona, Cory Doctorow i Benjamin Rosenbaum, Fantastyka Wydanie Specjalne 1/2013

Z pamiętnika paranoika o inteligentnych programach "żyjących dawno temu w odległej galaktyce". Piętrowe symulacje rzeczywistości i poszukiwania odpowiedzi na pytanie, czy to rzeczywistość, czy sen (czyj sen?) rodem z prozy Dicka, ale bez głębi opowieści autora "Ubika". Opowieść często wpada w wysłużone fabularne koleiny rodem z marnego fantasy, a autorzy irytująco "uczłowieczają" abstrakcyjne przecież, cyfrowe byty, którym zdarza się "marszczyć brwi", "spuszczać wzrok" itd. lub wpadają w kreskówkową manierę obrazowania bohaterów. 
Na plus należy jednak zaliczyć zgrabnie wykorzystany pomysł rozwidlania, czyli wytwarzania własnych kopii do wykonania zadań, którym nie podołałoby się samemu. Perypetie kopii, które po zakończeniu prac są scalane lub trwają jako osobne byty gromadząc własne doświadczenia, stanowią o sile tekstu.
Raczej dla young adult.



piątek, 3 maja 2013

O misiu, który dużo przeklinał

Black mirror, Czas Waldo, s02e03, Wielka Brytania 2013

Oto Waldo. Niebieski miś o bardzo wrednym charakterze animowany przez nieco schizofrenicznego komika. Kiedy Waldo wygrywa słowny pojedynek z jednym z polityków, producenci decydują się rozszerzyć program. Waldo staje do walki o fotel parlamentarzysty. Producenci naciskają na animatora, który w skórze Waldo nie potrafi oszczędzić nawet osoby, którą darzy uczuciem. Publika kibicuje wulgarnemu misiowi i śmieje się z jego prostackich żartów.
Odcinek nie ma siły poprzednich. Jest przeładowany. Są tu cyniczne gierki polityków, są spin doktorzy promujący konstrukt na polityczne stanowisko, jest też potwór Frankensteina, ale brak silnych emocji. Sam główny problem jest mocno oklepany, a Waldo nie dodaje nic nowego do schematu. Niestety rozczarowanie. Ciekawostka: na końcu, niespodziewany polski akcent.

czwartek, 2 maja 2013

I nigdy cię nie opuszczę

Black mirror, Zaraz wracam, s02e01, Wielka Brytania 2013

Upiorny pomysł. Jakie skutki będzie miało odtworzenie zmarłego z śladów, które zostawił w sieci. Z udostępnionych zdjęć, z wpisów na Twitterze i Facebooku, z rozmów na czatach można odtworzyć każdego. Pogrążony w bólu bliski najpierw wymienia ze "zmarłym" maile, potem czatuje, rozmawia przez telefon i wreszcie... Bardzo bolesna lekcja o zderzeniu oczekiwań z rzeczywistością, o fałszu obrazu jaki prezentuje się w sieci i wreszcie o tym, że nie można w pełni ugasić bólu i żalu po śmierci kogoś bliskiego. Nie dana nam jest nieśmiertelność. Niezłe otwarcie nowej serii, ale zupełnie niepotrzebny motyw, osłabiający siłę wyrazu, rodem z filmów grozy. Niemniej wciąż warto obejrzeć. Na tle produkcji amerykańskich - arcydzieło.

niedziela, 28 kwietnia 2013

Sam w obcym ciele

Gliniany golem, Emil Strzeszewski, Fantastyka Wydanie Specjalne 2/2008

Otto Blanck ze sparaliżowaną połową ciała dochodzi do siebie w szpitalu dla nerwowo chorych w Kortau. W ramach eksperymentalnej terapii odjęte części ciała zastępowane są protezami z gliny. Świetnie poprowadzona postać głównego bohatera porozumiewającego się ze światem ruchem powieki, z trudem składającego litery, który przyjmuje kolejne gliniane protezy. Autorowi udała się trudna sztuka, pomimo, że protagonista jest przykutym do łóżka kaleką, to wokół dzieje się tak wiele, że od tekstu trudno się oderwać. Kalejdoskop postaci przewijających się przy łóżku bohatera (z przewrotnym Martinem na czele), do tego wojna w tle, dawne Kortau i Allenstein, a także szczypta magii. Dobrze napisane i zachęcające do odszukania dalszego ciągu, bowiem rzecz wygląda na wyjętą z większej całości. Źródłem inspiracji mógł być Johny poszedł na wojnę, Daltona Trumbo (lub też teledysk One zespołu Metallica).

Zapomnij, tak będzie lepiej

Black mirror, Cała twoja historia, s01e03, Wielka Brytania 2011

Wyobraź sobie, że możesz zapisywać wspomnienia. Wszystko co zobaczysz, co usłyszysz zostanie zapisane. W każdej chwili będzie można do tego wrócić. Odtworzyć dowolną scenę, przeanalizować, odtworzyć jeszcze raz, a potem wrzucić to na ekran telewizora, żeby podzielić się wrażeniami z rodziną i znajomymi. 
Bohater odcinka podejrzewa, że jego żonę łączy coś więcej z pewnym odległym znajomym. Rozpoczyna się seria powtórek ze wspomnień. 
Upiorna wizja świata, gdzie nic nie może być zapomniane, a pod kontrolą znajdują się nawet wspomnienia. Godne zwieńczenie pierwszej serii.

sobota, 27 kwietnia 2013

Wypchaj się sam

Preparator, Rafał Nawrocki, Fantastyka Wydanie Specjalne 1/2013

Zoolog specjalizujący się w miejskiej faunie podejmuje współpracę z policją przy niewyjaśnionych zabójstwach. Jednocześnie w otoczeniu naukowca pojawia się studentka, z którą wiążą się niejasne wspomnienia. Profesor, dotychczas okaz zdrowia, dostaje niespodziewanej zapaści, na widok pospolitego ptaka. Wkrótce wokół niego zaczną dziać się dziwne rzeczy. Nastrojowe opowiadanie grozy z ciekawą częścią obyczajową i odrobinę gorszą częścią niesamowitą, która funkcjonuje całkowicie obok zwyczajnego tła. Dla zwolenników opowieści z dreszczykiem.

wtorek, 23 kwietnia 2013

To było... absolutnie niewiarygodne

Black mirror, Piętnaście milionów zasług, s01e02, Wielka Brytania 2011

W dystopijnym społeczeństwie, gdzie sensem istnienia wydaje się być kupowanie nowych ubrań dla sieciowego awatara i oglądanie w interaktywnej telewizji talent show, nie ma miejsca na nic trwałego. Kiedy bohater postanawia wydać piętnaście milionów na coś prawdziwego, zaczyna się przygoda, która zmieni jego życie. Efektownie opowiedziane, o samotności, o pustce życia, wreszcie o tym, że wszystko jest na sprzedaż. Tym razem obrywa się bezmyślnej konsumpcji, wszelkim talent show i nolife'om. Serial trzyma wysoki poziom.

sobota, 20 kwietnia 2013

Niewolnicy mediów

Black mirror,  Hymn narodowy, s01e01, Wielka Brytania 2011

Brytyjski premier staje się obiektem szantażu. W zamieszczonym w YouTube nagraniu porwana księżniczka Susannah informuje, że o 16-tej premier musi odbyć pokazywany na wszystkich kanałach stosunek ze świnią, albo dziewczyna zginie. Rozpoczyna się wyścig z czasem. Media gonią sensację. Premier szuka wyjścia z okropnej sytuacji.  Zgrabny thriller połączony z polityczną i społeczna satyrą, która obśmiewa powszechne w erze YouTube podglądactwo i zdolność polityków do poświęceń. Bardzo zachęcające otwarcie serialu.

niedziela, 14 kwietnia 2013

Wspomnienie pewnych wakacji

Czarne, Anna Kańtoch, Powergraph, Warszawa 2012

Upalne lato 1935 roku. Kuracjuszka nadmorskiego sanatorium dla nerwowo chorych wspomina dzieciństwo i wczesną młodość tęskniąc za miejscem, gdzie wraz z rodziną spędzała każde wakacje. Biały domek na tle lasu, wiejska droga, dziecięce zabawy z braćmi, dorastanie - oto Czarne.
Bezimienna narratorka powieści żyje wspomnieniami, zawieszona między przeszłością i przyszłością, tęskni za Czarnem i za tajemniczą Jadwigą Rathe. Aktorką, która odwiedziła letnisko podczas pewnych wakacji, i która była obiektem westchnień ojca narratorki.
Autorka używa prostego, ale sugestywnego języka. Dzięki takiemu zabiegowi udaje jej się w kilku słowach określać nastrój kolejnych scen. Parne lato, zakurzona droga, pachnący las, nastrój wakacji spędzanych pośród lasu. Annie Kańtoch z łatwością udaje się zabrać czytelnika do swojego świata.
Nie jest to jednak wyłącznie świat dziecięcych zabaw. Narratorką jest kobieta, która nie jest pewna, czy żyje w roku 1935, 1914, czy też 1893, w wizjach spotyka nierzadko samą siebie, nie jest pewna kim jest i czy świat wokół jest na pewno takim jakim go widzimy. Obrazu zaburzeń dopełnia także niezwykły pociąg bohaterki do wchodzących dopiero w dorosłość dziewcząt.
W szaleństwie jest jednak metoda. Ciąg kolejnych wizji, rozchwiane myśli, chaotyczny z pozoru strumień wspomnień wydają się być rodzajem autoterapii, podczas której bohaterka mozolnie odbudowuje swoją tożsamość i próbuje w zakamarkach pamięci odnaleźć okruchy wspomnień, które pozwolą odtworzyć wydarzenia z przeszłości.
Nie jest to łatwa proza bowiem narratorka skacze od jednego wspomnienia do drugiego, mieszają się czasy i wydarzenia, czasami sama opowiadająca nie jest pewna kim jest, jej tożsamość rozmywa się, by w kolejnej scenie zastygnąć w nieco odmiennej formie. Dzięki temu czytana historia staje się wieloznaczna, pozwala mnożyć interpretacje.
Im bliżej końca, tym jednak gorzej. W końcowych rozdziałach widać wyraźnie, że autorce nie uda się zakończyć wszystkich wątków, a samo zakończenie przynosi rozczarowanie. Podróż do własnego wnętrza kończy się wielkim deus ex machina, bohaterka dociera do ściany, a wyjaśnienie przychodzi z zewnątrz, oderwane kompletnie od poprzedzających je poszukiwań. Niestety duży zawód.
Warto jednak sięgnąć po tą prozę, bo powieść Anny Kańtoch to kawał dobrej literatury z pogranicza fantastyki i powieści obyczajowej, a co do niesatysfakcjonującego zakończenia, to pozostaje wierzyć, że to wynik redaktorskich skrótów lub upływających nieubłaganie terminów.

sobota, 13 kwietnia 2013

Koleje losu powstańca

Otwarta brama, Emil Strzeszewski, Fantastyka Wydanie Specjalne 1/2013

Weteran powstania listopadowego odwiedza dom poległego dowódcy i opowiada wdowie historię życia u boku cenionego oficera, aż do jego bohaterskiej śmierci. Potem swoją opowieść snuje wdowa. Sztampowa pierwsza część wpada w bogoojczyźnianą tonację (pomimo zaparcia się głównego bohatera), druga próbuje niszczyć ten obraz, co wypada nieprawdopodobnie (za sprawą wielu okoliczności diametralnie odbiegających od obrazu zaprezentowanego w pierwszej części), a wszystko zmierza do zakończenia, które po raz kolejny wywraca całość. Zbyt dużo ryzykownych wolt upchniętych w krótkiej formie, która przypomina nastrojem i rozwiązaniem fabularnym pewien film grozy z Nicole Kidman.

piątek, 12 kwietnia 2013

Wsi spokojna, wsi wesoła

Dziewczyna z kartofliska, Radosław Rak, Nowa Fantastyka, 4/2013

Spokój wiejskiego gospodarstwa na galicyjskiej wsi zakłóca sprowadzenie do domu złego. Ocierająca się o naturalistyczny horror opowieść o upadku i degradacji. Pierwszorzędna stylizacja języka, ale mało wiarygodni bohaterowie. Tym niemniej ze względu na styl i nastrój czyta się świetnie. Niestety tytuł niefortunny.

wtorek, 9 kwietnia 2013

O tym, że historia lubi się powtarzać, a jabłko pada niedaleko


Rękopis znaleziony w gardle, Łukasz Orbitowski, Fantastyka Wydanie Specjalne 1/2013

Historia życia bezimiennego bohatera. Od dzieciństwa w wielopokoleniowym mieszkaniu śląskiego miasteczka w PRL lat 60/70 XX wieku, po samotny schyłek życia poświęcony rozwiązaniu rodzinnej tajemnicy. Przejmująca opowieść o mimowolnym odtwarzaniu zachowań rodziców w dorosłym życiu, obsesjach związanych z przemilczanymi wydarzeniami z przeszłości przyprawiona odrobiną fantastyki. Świetnie napisane. Perełka. 


niedziela, 7 kwietnia 2013

W kosmosie nikt nie usłyszy twojego krzyku

Godzina nadawania, Michał Cetnarowski, w: Science fiction, Powergraph, Warszawa 2011

Samotny kosmonauta na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej powoli traci kontakt z Ziemią. Klaustrofobiczny obraz samotności amortyzowanej przez rutynowe czynności. Pięknie napisane, ale poza nastrojem nie oferuje dużo więcej. Przykład fantastyki emocjonalnej. Do pochlipania.