Czarne, Anna Kańtoch, Powergraph, Warszawa 2012
Upalne
lato 1935 roku. Kuracjuszka nadmorskiego sanatorium dla nerwowo chorych
wspomina dzieciństwo i wczesną młodość tęskniąc za miejscem, gdzie wraz z
rodziną spędzała każde wakacje. Biały domek na tle lasu, wiejska droga,
dziecięce zabawy z braćmi, dorastanie - oto Czarne.
Bezimienna
narratorka powieści żyje wspomnieniami, zawieszona między przeszłością i
przyszłością, tęskni za Czarnem i za
tajemniczą Jadwigą Rathe. Aktorką, która
odwiedziła letnisko podczas pewnych wakacji, i która była obiektem westchnień ojca narratorki.
Autorka używa prostego, ale sugestywnego języka. Dzięki takiemu
zabiegowi udaje jej się w kilku słowach określać nastrój kolejnych scen. Parne
lato, zakurzona droga, pachnący las, nastrój wakacji spędzanych pośród lasu.
Annie Kańtoch z łatwością udaje się zabrać czytelnika do swojego świata.
Nie
jest to jednak wyłącznie świat dziecięcych zabaw. Narratorką jest kobieta,
która nie jest pewna, czy żyje w roku 1935, 1914, czy też 1893, w wizjach
spotyka nierzadko samą siebie, nie jest pewna kim jest i czy świat wokół jest
na pewno takim jakim go widzimy. Obrazu zaburzeń dopełnia także niezwykły
pociąg bohaterki do wchodzących dopiero w dorosłość dziewcząt.
W
szaleństwie jest jednak metoda. Ciąg kolejnych wizji, rozchwiane myśli,
chaotyczny z pozoru strumień wspomnień wydają się być rodzajem autoterapii,
podczas której bohaterka mozolnie odbudowuje swoją tożsamość i próbuje w
zakamarkach pamięci odnaleźć okruchy wspomnień, które pozwolą odtworzyć
wydarzenia z przeszłości.
Nie
jest to łatwa proza bowiem narratorka skacze od jednego wspomnienia do
drugiego, mieszają się czasy i wydarzenia, czasami sama opowiadająca nie jest
pewna kim jest, jej tożsamość rozmywa się, by w kolejnej scenie zastygnąć w
nieco odmiennej formie. Dzięki temu czytana historia staje się wieloznaczna,
pozwala mnożyć interpretacje.
Im
bliżej końca, tym jednak gorzej. W końcowych rozdziałach widać wyraźnie, że
autorce nie uda się zakończyć wszystkich wątków, a samo zakończenie przynosi
rozczarowanie. Podróż do własnego wnętrza kończy się wielkim deus ex machina, bohaterka dociera do
ściany, a wyjaśnienie przychodzi z zewnątrz, oderwane kompletnie od
poprzedzających je poszukiwań. Niestety duży zawód.
Warto jednak sięgnąć po
tą prozę, bo powieść Anny Kańtoch to kawał dobrej literatury z pogranicza
fantastyki i powieści obyczajowej, a co do niesatysfakcjonującego zakończenia,
to pozostaje wierzyć, że to wynik redaktorskich skrótów lub upływających
nieubłaganie terminów.