piątek, 28 czerwca 2013

Humpty Dumpty na murze siadł, Humpty Dumpty z tego muru...

Archiwista kulturowy, Jeremiah Tolbert, Nowa Fantastyka 6/2013

Lekko i z humorem o nihilistycznych ciągotach człowieka, o transhumaniźmie sprawdzającym się do atomizacji i uniformizacji społeczeństwa, wreszcie o niemożności akceptacji inności i dążeniu do jej podporządkowania i asymilacji, a w przeciwnym wypadku zagłady. Lekkie ujęcie osłabia odrobinę siłę wyrazu, ale jednocześnie pozbawia patosu dramatyczną historię i sprawia, że wyróżnia się ona na tle ultrarealistycznych i często smutno-gorzkich tekstów. Poza tym naprawdę ciekawe ujęcie kultury jajkowatych obcych nazywanych tu Humpty (sic!). Spróbujcie wzruszyć ramionami nie mając rąk.

środa, 26 czerwca 2013

Magia wielkiej płyty

Widma z czternastej dzielnicy (tryptyk), Jewgienij T. Olejniczak, Nowa Fantastyka 6/2013

Trzy krótkie teksty połączone miejscem akcji: Nową Hutą i tematyką. Oto w zwykłe życie zwykłych mieszkańców wkraczają wydarzenia conajmniej niesamowite. Drzwi jednego z mieszkań stają się bramą prowadząca wprost na inną planetę, zmarli chodzą między żywymi, tajemnicze spotkanie z przeszłości jest początkiem wywrotowej działalności. Olejniczak oszczędnie serwuje elementy fantastyki, by przedstawić spostrzeżenia bardziej uniwersalne: o eskapistycznych marzeniach, o doświadczaniu zwykłego życia, o dziecięcych wyobrażeniach o dorosłych. Do tego w pereelowską nudę Nowej Huty wpuszcza autor szczyptę magii i niesamowitości dowodząc, że nie tylko Stare Miasto i Kazimierz w Krakowie może mieć magiczną stronę.

czwartek, 20 czerwca 2013

Chłopaki biją Anansiego

Skomplikowana ciemność, Lucyna Grad, Nowa Fantastyka 6/2013

Opowieść stylizowana na legendy afrykańskie. O ile scenografia i rekwizyty rzeczywiście przywodzą na myśl Afrykę, to zachowanie bohaterów i fabuła afrykańskie już nie są. Opowieść równie dobrze mogłaby rozegrać się w w innych realiach, co uwydatnia sztuczność scenografii funkcjonującej niejako obok fabuły. Możliwe, że to kwestia wyobrażeń o Afryce, która przecież nie jest kulturowym monolitem, ale w tekście brakuje wypalającego mózg gorąca, wszędobylskiego robactwa i swoistego  afrykańskiego langsam, langsam; przejścia w tryb oszczędzania energii, opisywanego choćby przez Kapuścińskiego w Hebanie.
Językowo jest natomiast bardzo dobrze. Nie czuć szorstkości debiutu. Niemniej szkoda, że w tekście Afryka jest tylko plastikową dekoracją. Dla ciekawych świeżego spojrzenia na fantasy z nutką egzotyki.

środa, 19 czerwca 2013

Lizanie cukierka przez papierek

Przedksiężycowi, Tom I, Anna Kańtoch, Powergraph, Warszawa 2009-2013

Na powierzchni nieznanej planety ląduje kilku podróżników zaintrygowanych i ruinami miasta, które zauważyli z orbity. Szybko okazuje się, że na planecie panują niezwykłe warunki – wszystko gnije, psuje się i rozpada w bardzo szybkim tempie. Entropia jest tak szybka, że nie pozwala nawet na reakcję w przypadku zranienia. Wydarzenia czytelnik obserwuje z punktu widzenia Daniela, jednego z badaczy, który może określić siebie jako szczęściarza, bo mimo tego, iż według innych przyciąga kłopoty, najczęściej udaje mu się wydostać z niekorzystnej sytuacji bez szwanku. To właśnie Daniel, będący człowiekiem z zewnątrz, zapewnia niezbędne zewnętrzne spojrzenie na wydarzenia rozgrywające w Lunapolis.
Lunapolis. Miasto-moloch. Pełne mechanicznych cudów, zarządzane przez tajemniczych Przedksiężycowych i zamieszkałe przez dążących do doskonałości obywateli. Każdy z mieszkańców specjalizuje się w jakiejś dziedzinie. Są doskonali artyści, są wojownicy, są także mordercy i złodzieje. Wszyscy wierzą, że doskonalenie siebie pozwoli im przeżyć Skok.
Czas Skoku wyznaczają Przedksiężycowi. Wtedy ci, którzy nie znaleźli ich uznania zostają przeniesieni do niższego świata, gdzie rozpoczyna się przyspieszony rozkład. Co ciekawe mieszkańcy Lunapolis mogą podróżować windami czasowymi do niższych światów i z powrotem, jednak ci, którzy nie przetrwali Skoku z jakichś powodów wrócić nie mogą.
To zaledwie wycinek całości bowiem Lunapolis jest właściwym bohaterem powieści. Poczynania bohaterów są ledwie pretekstem do pokazania kolejnych zakamarków miasta, od korporacji odpowiedzialnych za reprodukcję obywateli, przez wynalazców tworzących niezwykłe maszyny dla mieszkańców miasta, po rozkładające się resztki społeczności w niższych światach. Ilość pomysłów, ciekawych rozwiązań, nieszablonowych rozstrzygnięć jest naprawdę imponująca.
Niestety cała para idzie w gwizdek. Większość tematów jest ledwie zasygnalizowana. Autorka rzuca pomysł, na przykład: mieszkańcy Lunapolis zamawiają dzieci w jednej z korporacji Princepsi stawiają na specjalizację, mistrzostwo w jednej dziedzinie, Equilibrium to zrównoważony rozwój bez doskonałości w żadnej dziedzinie. Nie idą za tym nic, dla fabuły jest to o tyle istotne, że, według stanu wiedzy czytelnika pierwszego tomu powieści, Skoki przetrwają tylko najbardziej doskonali obywatele. Konia z rzędem temu, kto wyjaśni rolę, poza funkcją klimatyczną, mechanicznego ptaka, czy pancerzy gangów w niższych światach.
Mnogość nieskrępowanych niczym pomysłów wydaje się być cechą współczesnej literatur new weird. Gorzej, że, podobnie jak w Viriconium Harrisona większość pomysłów to tylko scenografia, inaczej rozdmuchany efekt specjalny, wygenerowany by czytelnika-widza przytłoczyć i zaskoczyć, ale także zastąpić ciekawą fabułę.      
Można odnieść wrażenie, że Przedksiężycowi cierpią na nadmiar pomysłów, gadżetów tworzących sugestywny obraz wyludniającego się miasta na krawędzi rozkładu, ale w obrazie tym na razie brakuje sensu, istoty i kierunku. Oczywiście jest to pierwszy tom trylogii, ale miałka fabuła spycha bohaterów na dalszy plan eksponując miasto. Tom pierwszy wydaje się być, odwołując się do malarstwa, szkicem do panoramy Lunapolis. Niby widzimy ciekawe szczegóły tworzące razem intrygującą całość, ale autorka mnożąc byty nie podaje czytelnikowi żadnych odpowiedzi. Nie wiemy dlaczego świat przedstawiony funkcjonuje w taki sposób, kim mogą być Przedksiężycowi, w jaki sposób rządzą miastem. Stoimy przed rozległą panoramą i patrzymy z podziwem na efekty imaginacji autorki, ale nie wiemy nic. Szkoda, bo uchylenie rąbka tajemnicy zachęciłoby do ciągu dalszego. Pozostaje niedosyt.

            

piątek, 14 czerwca 2013

Droga w ciemność

Tak jest dobrze, Szczepan Twardoch, Nowa Fantastyka 3/2011

Słowo wstępne z Drogi, zatem w założeniach: opowieść w duchu i stylu Cormaca MacCarthy'ego. Brak wyszczególnionych dialogów, rozległe (w miarę) opisy arktycznej przyrody zestawione z... tu Twardoch się z MacCarthy'm rozmija. Ten pierwszy przygniótłby czytelnika bezsensowną, czasem okrutną, często brzydką i groteskową ludzką małością. Twardoch pokazuje człowieka zagubionego, człowieka, który stracił wszystko, człowieka, który chce być jak dawni odkrywcy, twardzi brodaci szaleńcy ze strzelbami, a w rzeczywistości jest straceńcem szukającym śmierci. Wybór Drogi jako motta, sugerował prostotę tej powieści lub zwyczajowy poetyczny artyzm MacCarthy'ego, Twardoch wybrał inną drogę. Stylizacja na MacCarthy'ego, prosta opowieść z piękną naturą w tle , ale własny pomysł na bohatera. Szkoda tylko, że pointa niczym nie zaskakuje. Mimo wszystko, dla wszystkich.

czwartek, 13 czerwca 2013

Menela zjazd z godnością

Pan Śnieg i Pan Wiatr, Łukasz Orbitowski, Nowa Fantastyka 12/2004

Smutna historia osiedlowego menela, pana Buczka, zadręczanego przez osiedlowych dresów, Wierzbę i Siwego. Pijackie zwidy z pogranicza magii tym razem nie mają wdzięku Strzygonia, ale i tak wypadają dobrze jako literackie kreacje. Jak zwykle u Orbitowskiego doskonale odmalowany światek blokowiska, tym razem z perspektywy menela i dresów. Tekst skłania do zastanowienia nad czymś tak zapomnianym jak godność człowieka. Jak dotąd, Orbitowskiego zawsze warto czytać.

środa, 12 czerwca 2013

Rozdziobią nas gawrony

Ptaki nad Lublinem, Radosław Rak, Nowa Fantastyka 3/2011

Debiut Raka na papierze. Prosta w konstrukcji nowela o niewidocznym dla wszystkich duchu tułającym się po listopadowym Lublinie, który, nie znając powodu swojego stanu, spotyka mówiącego gawrona, który najwyraźniej go dostrzega i wydaje się wiedzieć więcej na temat ducha.  Doskonale operowanie słowem, oszczędne środki wyrazu (poza miejscami przyciężkimi metaforami), genialna plastyczność opisu. Fajna pointa i złamanie fabuły w połowie tekstu. Doskonały debiut.

wtorek, 11 czerwca 2013

W życiu nie dostaniesz drugiej szansy

Pacześniak, Łukasz Orbitowski, Nowa Fantastyka 1/2004

O tym, jak można dostać od życia drugą szansę i zepsuć wszystko. Perypetie gościa, który próbuje wydobyć się z głębokiego szamba i zacząć od nowa. Robi quickload, spotyka dziewczynę i nagle przechodzi granicę między rzeczywistością a magią. Jak zwykle u autora, zręcznie naszkicowane tło obyczajowe, kilka zapadających w pamięć scen i mistrzowskie operowanie skojarzeniami. Kilka słów wystarczy autorowi, by stworzyć obraz lub wrażenie. Fantastyka przewija się gdzieś w tle, ale stanowi istotny element tekstu. Rewelacja. Brudnych klimatów Orbitowskiego ciąg dalszy.

piątek, 7 czerwca 2013

Hakerzy bawią się m4g1ą

Wygnanie jednym kliknięciem, Jeremiah Tolbert, Nowa Fantastyka 5/2013

Zapis postów z forum opublikowanych przez hakera złapanego i zmuszonego do współpracy z Magicznym Stowarzyszeniem Atlantis, będącym czymś pomiędzy tajną agencją rządową, a gildią magów. Współpraca  ma dotyczyć tajemniczej strony internetowej, gdzie wystarczy wpisać nazwisko dowlnej osoby, by za sprawą zaklęcia wplecionego w kod strony wygnać ją do innego wymiaru. W założeniach, prawdopodobnie, z humorem o geekach i marzeniach każdego nerda, by jednym kliknięciem pozbyć się dręczących go łobuzów. Efekt średni, ani śmieszno, ani straszno, ani magicznie, ani cyberpunkowo. Miszmasz pomysłów i słaba przewidywalna pointa. Ciekawe czy wszyscy czytają umowy licencyjne?

czwartek, 6 czerwca 2013

Wyciskacz łez

Przyziemienie, Athena Andreadis, Nowa Fantastyka 5/2013

Tani melodramat w dekoracjach koloni na odległej planecie z apogeum kiczu w postaci rozmowy kochanków zwracających się do siebie: wędruj po mnie itd. Kilka interesujących pomysłów w tle, jak wyraźnie matriarchalne społeczeństwo, obca inteligencja, zapomniane technologie zmarnowane przez autorkę, która wolała kilka razy powtórzyć tę samą historię rozciągnięta na pokolenia. Dla miłośników romansów. Może.

środa, 5 czerwca 2013

Okiem muchy na krainę Oz

Appoggiatura, Jeff VanderMeer, Nowa Fantastyka 5/2013

Na Zielonych Tabliczkach zapisano tajemnice miasta Smaragdine. Tabliczki rozbito, miasto pogrzebał czas. Tekst składa się z krótkich fragmentów, które, jak fasety, pokazują fragmenty historii miasta, jego mieszkańców lub spadkobierców. Obraz jest niepełny, za każdym razem ogladamy inny fragment, z innego punktu widzenia. Całość daje wrażenie niepełności i chaosu. Słownikowe definicje przeplatają się z naukowymi rozprawami i historiami życia postaci. W efekcie czytelnik otrzymuje bełkot o tym, że w życiu ważniejsze jest gonić białego królika i cieszyć się wędrówką, niż osiągnąć cel. Pretensjonalne, zgrane. Słabo.

wtorek, 4 czerwca 2013

Na glinianych kołach

Kolej karna, Emil Strzeszewski, Fantasy & Science Fiction Edycja Polska 2/2011

Luźna kontynuacja Glinianego golema. Syn skazańca szuka swojego miejsca w pociągu, który jest miejscem zsyłki ojca i znajduje drogę jako adiutant mnicha-oficera, dowódcy pociągu. Gdy chłopca dopadają wątpliwości, co do natury kolei karnej zaczyna się opowieść o poszukiwaniach tożsamości, cierpieniu i okrucieństwie. W tle zaś znane klisze Krzyżaków, pociągów śmierci i alternatywnej wersji XIX-wiecznych Prus Wschodnich w steampunkowych aranżacjach. Do tego religijne i psychologiczne wątki. 
Ciekawe tło, interesujący wycinek historii rozpoczętej w Glinianym golemie, wielki plus za rodzimą wersję steampunku. Razi natomiast kilka błędów logicznych i natłok pomysłów. Jakby autor chciał koniecznie upchnąć w krótkim tekście przemyślenia z gruntu religii, wojny i psychologii. Jako, że opowiadanie jest częścią większej całości, która wkrótce ma ujrzeć światło dzienne, warto poczekać do premiery Ektenii i przeczytać poprawioną wersję. Dla miłośników steampunka, kolei i Atlantydy Północy.