sobota, 4 stycznia 2014

Morituri te salutant

Pieśń brązu, Kamil Kowalczyk, Nowa Fantastyka 10/2013

Wojna przyszłości między religijnymi fanatykami z Ameryki, a liberałami z Europy. Na gruzach Hamburga oddział dalece scyborgizowanych żołnierzy-straceńców broni cywilów przed ofensywą wroga. Temat ograny, ale za to jak przedstawiony. Autor serwuje świetne, brzmiące bardzo naturalnie, dialogi. A obraz konfliktu i przede wszystkim żołnierzy powstaje powoli, jakby mimochodem, pomiędzy słowami. Jest to obraz niezwykle pesymistyczny, ze względu na stosunek ludności do broniących jej żołnierzy, na to kim są i co reprezentują walczące strony, w kilku akapitach widzimy nawet podejście mediów. W skrócie: szeroki plan w zwięzłym tekście. Ze względu na wątki transhumanistyczne całość skojarzyła mi się z "Holocaustem F" Zbierzchowskiego. Warte polecenia, choć miejscami widać kulejący język autora (tekst nie przeszedł chyba pełnej redakcji, choć dialogi, pierwsza klasa). Dla fanów militarnego SF pierwyj sort.

poniedziałek, 23 grudnia 2013

Oni patrzą i widzą

Oni, Michał Lelonek, Nowa Fantastyka 9/2013

Bardzo przewidywalny tekst o tym, jak to tajemniczy obcy postrzegają rodzaj ludzki. Kilka ciekawych obserwacji sprowadzających się do opisania ludzi jako nieracjonalny gatunek egoistów nastawiony na autodestrukcję. W starym stylu s-f, ale bez zaskoczenia.
Za to językowo bardzo fajnie.
Do rozwagi.

Krótka rozprawa o fizyce kwantowej i amuletach

Demon Maxwella, Tadeusz Sobecki, Nowa Fantastyka 9/2013

Naukowo-fantastyczne studium przypadku i możliwości nim sterowania. Połowę tekstu zajmuje dialog dwóch jajogłowych, którzy w wcale interesujący sposób rozprawiają o fizyce zahaczając przy okazji o bardzo interesujące teorie multiświata, wielowymiarowych przestrzeni itd. Potem do opowiadania zakrada się fantastyka i jest już dużo gorzej. Akcja niby nabiera tempa, ale pojawienie się amutalów, magicznych w gruncie rzeczy przedmiotów powoduje, że tekst gubi swój naukowy wymiar. Treści sens wspomniany wcześniej dialog, bo oto wkracza magia. Fajny początek, potem, przypadkiem dużo gorzej. Możliwe, że w alternatywnym świecie autor inaczej zakończył ten tekst.

piątek, 20 grudnia 2013

Ciąża jako śmiertelna choroba przenoszona drogą płciową

Drobnoustroje, Piotr Mirski, Nowa Fantastyka 9/2013

Studium lęków współczesnych niedojrzałych dorosłych przed niechcianą ciążą pod fantastycznym płaszczykiem. Dwutorowo prowadzona narracja zawiera bardzo fajny, udany twist, który stanowi o sile opowiadania. Jak dotąd, najlepsze opowiadanie konkursowe Nowej Fantastyki. Dla tych co się boją, krzywe zwierciadło, dla pozostałych mocny, zaangażowany tekst z tzw przesłaniem.

środa, 18 grudnia 2013

Niezwykle nudne przygody Giordana Bruna po drugiej stronie lustra

Gwiazdy nie kłamią, Jay Lake, Fantastyka Wydanie Specjalne 3/2013

Sztampowo o oporze władzy i religii przeciw niewygodnej prawdzie na przykładzie perypetii naukowca, który ma odwagę, lub raczej niesamowite pokłady beztroskiej ignorancji dla nieuniknionych konsekwencji ujawnienia wyników swoich badań. W rozwleczonym tekście Lake buduje szeroki obraz świata z dwoma potęgami ścierającymi się w walce o własne interesy - kościołem Laterańskim i Thalassosprawiedlnością przypominającą coś pomiędzy Hanzą, a wielką organizacją masońską.
Tekst był nominowany do głównych nagród w fantastycznym światku. Uff. Świat przedstawiony jest wtórny w stosunku do naszego, bohater jakby przygłupi, o języku nic ciekawego nie można powiedzieć poza zwróceniem uwagi na kilka wciśniętych na siłę  neologizmów. Losy bohatera, Giordano Bruno tamtego świata nużą. Rok, w którym ten tekst zdobył rzeczone nominacje, musiał być wyjątkowo słaby. 
Ale kim jestem, żeby to oceniać. Przecież ja się nie znam.

piątek, 13 grudnia 2013

Drang nach Alternwelt

Lebensraum, Jarosław Błotny, Fantastyka Wydanie Specjalne 3/2013

Implikacje podróży do światów alternatywnych na przykładzie pracy ludzi z HR rekrutujących pracowników. Przy okazji obraz bezduszności korporacji zestawiony jako analogia z nazistowską machiną. Znak czasów, czy karkołomne porównanie? Niemniej warto przeczytać, by wyrobic własne zdanie. 
Ciekawa kompozycja opowiadania. Początek bardzo kameralny, rozgrywające się głównie w biurach korporacyjne przepychanki na naradach. W epilogu tekst nagle zyskuje rozmach i szersze spojrzenie.
Przytłacza trochę Błotny wizją psycho i socjopatów w białych kołnierzykach, ale tekst jest naprawdę godny polecenia.

środa, 4 grudnia 2013

Nie idź w stronę światła

Do światła, Andriej Diakow, Insignis, Warszawa 2012

Podobno najlepsza po Metrze 2033  część cyklu. Andriej Diakow serwuje, jak się można spodziewać, postapokaliptyczną powieść drogi z zacięciem filozoficznym. 
Klimat urzeka, po słabych Korzeniach niebios książka powraca w bliskie nam klimaty Rosji przeprowadzając bohaterów po Petersburgu. Tak, większość akcji toczy się poza metrem w scenerii zrujnowanego miasta.
Głównymi bohaterami Diakow uczynił starego stalkera Tarana i przygarniętego przez niego sierotę Gleba, do kompanii przydając im oddział poszukiwaczy. Postaci nie zaskakują głębią, ale też powieść nie aspiruje do wielkiej literatury. Filozofii i rozważań nad kondycją moralną ludzkości jest tyle, ile wymaga franczyza. Za to mnóstwo jest akcji i postnuklearnych ruin. Z zadowoleniem przyjąłem też znaczne odfantasycznienie świata. Po metafizycznym mocno Metrze 2033 to miły powrót do rzeczywistości.
Z czystym sumieniem mogę ją polecić miłośnikom postapokaliptycznych klimatów.

poniedziałek, 2 grudnia 2013

Sample apokalipsy

Holocaust F, Cezary Zbierzchowski, Powergraph, Warszawa 2013

Do napisania kilku zdań o powieści Zbierzchowskiego próbowałem się bezskutecznie zmusić od dwóch miesięcy. Utwór to krótki, z pretekstową fabułą, której osią są poczynania postczłowieka Franciszka Eliasa III, właściciela rodzinnej korporacji, którego mózg zapakowany w elektroniczną kołyskę czyni go praktycznie nieśmiertelnym. Śmierć oznacza zaledwie konieczność wymiany ciała. Bohater rzuca się w wir walki próbując ocalić resztki swojego świata. Czy jednak czytelnika może obchodzić los niezniszczalnego półboga? Może, gdy świat w którym żyje dosłownie rozpada się w miarę postępów fabuły.
A czego tu nie ma. Wyniszczająca wojna, rozpad społeczeństwa opartego na elektronicznych a nie bezpośrednich więziach, sieci P2P pozwalające dzielić się wspomnieniami, wampiry żywiące się nanomaszynami pływającymi w krwi ofiar, androidy bardziej ludzkie niż żywi ludzie, apokaliptyczne przepowiednie i oczekiwanie na powrót międzywymiarowego statku Heart of Darkness, cytaty i nawiązania od Conrada po Slayera. Wszystko upchane na 200 stronach. Pomysły, którymi obdzielić możnaby było kilka powieści SF. Wszystko potraktowane po łebkach, zapożyczone, zacytowane. Wszystko już było. Można tylko to oryginalnie połączyć. Przerażająca alegoria naszej rzeczywistości.
To siła Holocaustu.
Słabością jest za to powierzchowność wizji. Ogrom pomysłów jest tylko sygnalizowanych, przemyka gdzies w tle i aż prosi się o rozwinięcie. 
Pod koniec powieść wpada niespodziewanie w religijny ton rozważając konferencje Roku Pierwszego, w którym, jak się wydaje, Bóg opuścił świat. Następstwem tego jest rozgrywająca się entropia. Świat bez Boga nie może istnieć, rozpada się. Zbyt proste to wytłumaczenie, zbyt wygodne. Całe szczęście, że jedno z wielu. Równie dobrze można uznać, że sprawcami zagłady są ludzie, którzy doprowadzili do zniszczenia przez rozwój niebezpiecznych technologi, lub obcy z ich substancją F, lub...
Odbiłem się od zakończenia Holocaustu F. Wydaje mi się, że  strywializowało wszystko o czym Zbierzchowski pisał wcześniej. Zanegowało znaczenie i umniejszyło wagę wydarzeń. Pozostawiło mnie z niedosytem.
Niemniej warto sięgnąć po Holocaust F , by samemu wyrobic sobie zdanie o niewątpliwie oryginalnej powieści Zbierzchowskiego. Tym bardziej, że w opinii większości recenzentów powieść ociera się o ideał. Kto by słuchał mojego marudzenia.

Świ... zombie w kosmosie

Przebudzenie Lewiatana, James A. Corey, Fabryka Słów, Lublin 2013

Space opera bliskiego zasięgu, reklamowana przez Georga R. R. Martina jako "najlepsza książka o rzygających zombie". 
Ukrywający się pod pseudonimem Coreya autorzy serwują podróż po skolonizowanym przez ludzkość Pasie Asteroid. W tle rozgrywają swoje gry potęgi polityczne: Narody Zjednoczone z Ziemi, Marsjańska Federacja oraz anarchizująca wspólnota z Pasa.
Akcja toczy się dwutorowo. Na przemian śledzimy losy załogi międzyplanetarnego okrętu Rosynanta - pod dowództwem idealisty Jamesa Holdena i śledztwa prowadzonego przez cynicznego, wyrwanego żywcem z kryminału noir, gliniarza Joego Millera.
Przeskoki narracji między bohaterami, wydawać się mogło, sprzyjają cliffhangerom i podkręcaniu tempa. Jednak często tempo siada, fabuła grzęźnie w jałowych dyskusjach lub dziwnym miotaniu się bohaterów. Takie zabiegi mogłyby służyć pogłębieniu postaci, gdyby protagoniści nie zostali wykreowani na podstawie prostego przeciwieństwa: idealista - cynik. Przez długi czas niestety czytelnik pozostaje obojętnym na perypetie, które ich spotykają. Nie dają się lubić, chłopaki. Później, gdy akcja nabiera tempa jest już lepiej. Postaci zaczynają żyć, a czytelnik zaczyna kibicować. Przynajmniej jednemu z nich.
Scenografia nie powala, stacje Ceres i Eros, gdzie toczy się większość akcji powieści prawie nie różnią się od siebie. Innych miejsc nie dane jest czytelnikowi poznać.
Lepiej wypadają natomiast fragmenty, gdzie fabuła przegania bohaterów po przestrzeni kosmicznej. Ciekawie opisane zostały fizyka podróży i warunki w jakich podróżuje załoga okrętów. Kosmiczne potyczki i bitwy przedstawiono z odpowiednim rozmachem i dbałością o szczegóły, choć nie jest to absolutnie poziom masowych, epickich bitew rodem z Gwiezdnych wojen.
A zombie? Faktycznie są, chociaż przez blisko połowę powieści zastanawiałem się czego dotyczy blurb Martina. Dość powiedzieć, że zombie w końcu się pojawiają wraz z iście lovecraftiańskim kosmicznym horrorem. Autorzy serwują nam gorzką pigułę, jeśli ktoś ma optymistyczne wyobrażenia pierwszego kontaktu, zachęcam do lektury Lewiatana. To co prezentuje powieść jest bardzo pesymistyczne i jakże prawdziwe, jeśli spojrzeć na kondycję moralną człowieka.
Przyjemnie spędziłem czas z Lewiatanem. Nie jest to arcydzieło fantastyki, ale w zamian za niedoróbki fabuły i niedostatek umiejętności autotów otrzymujemy solidną porcję kosmicznych przygód i najlepsze rzygające zombie ever.

środa, 20 listopada 2013

A oni wciąż idą i idą

Dwie wieże, J.R.R. Tolkien, Czytelnik CiA Svaro, Warszawa 1990

Wyprawa trwa, chociaż Drużyna się rozpadła, Gandalf i Boromir zginęli, a ze Wschodu napływają coraz to nowe niebezpieczeństwa.
Pierwsze odczucie: nie do końca słusznym jest pogląd, iż Tolkien sugeruje, że za każdym kamieniem kryje się wielka historia. Pisałem o tym w notce o pierwszym tomie Władcy Pierścieni. Po Dwóch wieżach mam wrażenie, że, owszem prawdą jest, iż w tle istnieje mnóstwo opowieści, które stanowią grunt, na którym rozwija się fabuła Władcy, jednocześnie wydaje mi się, że powieść broni się sama. Znajomość legend Śródziemia nie jest konieczna, by dobrze bawić się przy Władcy Pierścieni. Tolkien zawarł w tekście tyle informacji, ile czytelnikowi potrzeba do zrozumienia powieści. W kilku momentach sprawia nawet wrażenie infodumpu, kiedy postaci wygłaszają długie monologi o historii (patrz opowieść Faramira o Numenorze i Gondorze).
Postaci. Jest odrobinę lepiej niż w Wyprawie. Zyskuje Gimli, który na tle tytanów Aragorna i Legolasa wygląda wręcz na słabeusza. Jego rozmowa z odnalezionymi hobbitami ładnie pokazała jego jowialność i skrywaną dobroduszność. Znów rozwija się Sam, który wyrasta na najpełniejszą postać powieści. Wierny sługa, wyrosły z prostego ludu mógłby przyjąć postawę wiecznego zdziwienia wobec przeciwieństw i cudów, które napotyka podczas wędrówki. Zamiast tego stąpa twardo po ziemi i prowadzi swojego pana bezpiecznie przez niebezpieczeństwa. Gdy zdarza mu się pomylić, bierze się do działania znajdując energię, z której istnienia wcześniej sobie nie zdawał sprawy. 
Interesująco wypada Sam w duecie z Gollumem. Anioł Sam i diabeł Gollum. Nie na zasadzie kuszenia, ale raczej przestrogi i przykładu. Frodo nie jest postacią, o której możnaby wiele powiedzieć. Jest raczej uosobieniem bohatera niszczonego powoli przez Złego. Gollum jest tym kim hobbit stanie się jeśli ulegnie Pierścieniowi, Sam tym kim powinien Frodo pozostać.
Ciekawe, że Peterowi Jacksonowi udało się wypaczyć ten obraz. W filmie Sam darzy Froda wydawać się mogło homoerotyczną miłością. W powieści nie ma takiego obrazu. Sam jest sługą. Wiernym, we własnym mniemaniu gorszym od pana, ale związanym z nim szczerą i czystą więzią. Znak czasów, które minęły.
Środek i serce opowieści. Drużyna rozpada się. Część postaci ginie. Ktoś wraca zza drzwi śmierci. Opowieść trwa dalej.